"Zacznijmy od nowa" [recenzja]: Muzyka w mieście, które nigdy nie śpi
"Zacznijmy od nowa" to historia Grety (Keira Knightley) i Dana (Mark Ruffalo) - dwójki nieprzeciętnie utalentowanych ludzi, którzy wpadają na siebie w najgorszy dzień swojego życia. To też przepiękna opowieść o Nowym Jorku, w którym jest miejsce na magię, w którym wszystko może się zdarzyć i z którego nie sposób wyjechać.
Tytuł filmu i jego polski plakat - roześmiana Keira Knightley w objęciach Marka Ruffalo - sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z komedią typową i mało atrakcyjną dla widza wymagającego czy po prostu wrażliwego. Nic bardziej mylnego.
"Zacznijmy od nowa" to historia, która dotyka strun delikatniejszych, niż "Once" (2006), dzięki któremu John Carney znalazł się w świecie filmowego establishmentu. Na szczęście nie trafił na taśmy fabryki przemielającej utalentowanych twórców na sprawnych rzemieślników, ale do stajni Judda Apatowa, pod skrzydłami którego wyrosły gwiazdy rangi Jamesa Franco czy Leny Dunham. Podobnie jak ich dwoje Carney jest kolejnym artystą, dla którego priorytetem jest autentyzm przeżycia i doświadczanie świata, jego blasków i cieni.
W jednej ze scen początkowych, ale kluczowych dla całej historii, Greta wyśmiewa Dana, który obiecuje, że ją wylansuje, nauczy jak się ubierać i jakie stroić miny, żeby porwać tłum. Muzyka dla Grety nie jest ometkowanym produktem, którego finalny kształt muszą zaakceptować spece od marketingu. Nie jest oszustwem, dobrze sprzedanym popowym hitem - ale emocją.
John Carney, który nie rozmienił swojego talentu na drobne, w doskonały sposób i w ramach ciekawej struktury narracyjnej splótł intymne doświadczenia Grety z jej zawodowymi rozterkami. Sportretował kobietę, która oddała wszystko swojemu mężczyźnie i w chwili słabości (albo po prostu z miłości) postanowiła żyć w cieniu jego sławy. On na szczęście szybko się postarał, by dziewczyna znalazła w sobie siłę, spakowała się i luksusowy apartament zamieniła na kanapę swojego biednego przyjaciela, ulicznego muzyka.
Nie cały świat sprzysiągł się przeciwko niej, bo ten drobny gest odwagi splótł okoliczności w taki sposób, by przecięły się ścieżki jej i Dana, mierzącego się z własnym kryzysem producenta z piękną, acz przebrzmiałą przeszłością. I wbrew temu, co sugeruje nietrafiony plakat, nie będzie tu mowy o żadnym romansie. Najbardziej wzruszające w filmie Carneya jest właśnie to, że trzęsieniem ziemi dla niektórych ludzi mogą być zwykłe, małe stłuczki, które zepchną ich z torów, po których szli - bardziej z przyzwyczajenia, niż z potrzeby serca.
Gretta i Dan nie zakochują się w sobie nawzajem, ale dzięki sobie - na powrót zakochują się w świecie. Dojrzewają do tego, by otworzyć oczy ze zdumienia i wzruszyć się pięknem, stanąć twarzą w twarz z bólem, wrogiem, własną słabością.
Carney jest reżyserem sentymentalnym, ale jego film ani przez moment nie ociera się o szantaż emocjonalny. Historia jest rozegrana na tak subtelnych nutach, że trudno uwierzyć, iż na widzów działa w tak intensywny sposób. A może działa samo miasto? Nowy Jork, którego nie chcemy odbrązawiać; jaki chcemy odmalować posługując się słowami kultowej piosenki Franka Sinatry. Zobaczyć miasto, które nigdy nie śpi, w którym wszystko może się udać i jeśli uda się tam, uda się wszędzie. Niech Carney będzie tego najlepszym przykładem.
8/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Zacznijmy od nowa" (Once Again), reż. John Carney, USA 2013, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 4 lipca 2014 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!