"#WszystkoGra" [recenzja]: Gra pozorów

Eliza Rycembel (C) w filmie "#WszystkoGra" /materiały dystrybutora

Trzy kobiety - trzy pokolenia. Babka, matka i córka, które żyją w jednym wspólnym domu na warszawskim Żoliborzu. W sumie nie ma znaczenia, dlaczego w ich życiu nie ma mężczyzn. Nie o tym ma być ta historia. Liczy się to, że żyją wspólnie i że są dla siebie rodziną. Przekraczają tradycyjny układ domowy i nie muszą się z tego nikomu tłumaczyć.

"#WszystkoGra" w reżyserii Agnieszki Glińskiej na podstawie scenariusza autorstwa reżyserki i Marty Konarzewskiej to jeden z nielicznych w Polsce przykładów zmierzenia się z gatunkiem musicalu. Ścieżka dźwiękowa pęka w szwach od przebojów m.in. T.LOVE, Maanamu czy Perfectu. Niby jest bardzo optymistycznie i wesoło, ale nie chodzi tylko o rozrywkę. Ta hybryda w przypadku filmu Glińskiej momentami wypada bardzo kuriozalnie. 

Zosia (Eliza Rycembel) jest na studiach artystycznych. Oczywiście buntuje się przeciwko rzeczywistości wykonując nielegalne murale razem ze swoimi "rewolucyjnymi" koleżankami. Jeżdżą na rowerach, pracują w hipsterskich knajpach w Warszawie i bawią się na awangardowych parapetówkach na dachach stolicy. Matka Zosi (Kinga Preis) pracuje jako sprzątaczka w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pracuje na nocną zmianę, a do domu wraca bulwarem wiślanym. Generalnie kiedyś w przyszłości dokonała złego wyboru, ale to nie znaczy, że nie może zmienić swojego życia. I na koniec babcia (Stanisława Celińska) - stara bojowniczka, której matka wygrała dom rodzinny w trakcie wieczornej gry w karty od jednego polskiego oficera. Ten karciany pojedynek spowoduje, że wszystkie trzy panie będą miały problem z potomkiem nieodpowiedzialnego wojaka. Wspólna walka o dom zbliży je do siebie jeszcze bardziej.

Reklama

Na pierwszy rzut oka wszystko jest tak, jakby się tego oczekiwało. Narracja niestereotypowa - nie ma klasycznych dla polskich filmów rozrywkowych seksistowskich dowcipów i średnio udanych gagów. Głównymi bohaterkami są kobiety, które nie grają roli maskotek i kwiatków w męskich butonierkach. Jeśli chodzi o polskie kino komercyjne jest to już duży plus. Dodatkowo w samej historii walki o dom pojawiają się wątki polityczne, sprawa nielegalnych eksmisji, ich blokad, street art itd. Niestety, cała narracja przypomina zły sen, grę pozorów - filmowego potworka, gdzie każdy poważniejszy wątek odstaje od formy filmu muzycznego.

Krótko mówiąc - nie wierzysz w ani jedno słowo wypowiedziane w dobrej wierze. Sceny retrospekcji z okresu II wojny światowej przyprawiają o ból głowy. Prababka głównej bohaterki ratuje chłopca na ulicy w trakcie nalotu. Chłopiec bawi się zabawką. Potem okazuje się, że ma opaskę z gwiazdą Dawida na ramieniu... Naprawdę trudno w tym momencie nie zacząć się histerycznie śmiać. Jakie bowiem ma być przesłanie tej właśnie mikroscenki? 

Musical jako gatunek filmowy ma to do siebie, że opiera się na estetycznej przesadzie. Niestety "#WszystkoGra" w zbyt wielu momentach ociera się o nudny, przewidywalny kicz, który można uznać za odbicie wizji ze snu pań i panów ze stolicy, którzy pracują i mieszkają w swoich niedostępnych szklanych domach. Właśnie w ten sposób wyobrażają sobie życie sprzątaczki, historyczną przeszłość i walkę z komornikiem. Po obejrzeniu tego filmowego cukiereczka pozostaje jakiś niesmak. Tak jakby wszystko było tylko grą pozorów i w sumie nie ma w tym nic optymistycznego. Czarę "goryczy" przelewa animowana dziewczynka pojawiająca się w filmie niczym anioł stróż. W sumie do końca nie wiadomo, w jakim celu.

6/10

"#WszystkoGra", reż. Agnieszka Glińska, Polska 2016, dystrybutor Next Film, premiera kinowa: 6 maja 2016

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: #WSZYSTKOGRA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama