Reklama

Wszystko, co kochacie w Polańskim

"Autor widmo" ("The Ghost Writer"), reż. Roman Polański, Wielka Brytania/Francja/Niemcy 2010, dystrybutor Forum Film, 128', premiera kinowa 19 lutego 2010 roku.

Jest bardzo niewielu autorów kina, którzy mówiąc niezmiennie od lat, ba - od dziesięcioleci - tym samym językiem filmowym, potrafią opowiadać coraz to nowe i coraz to bardziej oryginalne historie. Polański nosi w tej konkurencji żółtą koszulkę lidera. Nawet mimo, że okoliczności życiowe sprawiły, że kończąc swój ostatni film, nosił jednocześnie pasiastą koszulę więzienną.

"Autor widmo" ma wszystko to, za co pokochaliście "Wstręt", "Frantic" czy "Gorzkie gody", będąc w dodatku błyskotliwym komentarzem do bieżącej sytuacji politycznej. To wartki thriller, podszyty wyśmienitym brytyjskim humorem i olbrzymią dozą ironii, zarówno w kreacji bohaterów, jak i w stosunku do poruszanego tematu. A temat wziął Polański na tapetę nie byle jaki: kulisy wielkiej polityki, między innymi nielegalnego przetrzymywania i torturowania więźniów wojennych. W sam środek świata politycznych (a jak się okazuje także biznesowych) machlojek i przekrętów wysyła dobrodusznego naiwniaka: ghostwritera (świetny Ewan McGregor!), którego imię nie pada w filmie ani razu. Wszak jest tylko tytułowym widmem, cieniem, którego jedynym zadaniem jest kwieciste spisanie losów byłego premiera Wielkiej Brytanii Adama Langa. W swojej dziewiczej nieświadomości brudnych zasad rządzących światem do złudzenia przypomina Nigela z "Gorzkich godów", a w pewien sposób także filmowego Władysława Szpilmana z "Pianisty" (do momentu wybuchu wojny rzecz jasna!).

Reklama

Gdy autor widmo wreszcie domyśli się, jakie duchy przeszłości ukrywają po szafach premier i jego rodzina, zacznie chwytać się desperackich aktów, m.in. sprawdzania w guglach (to nie żart!) powiązania byłego szefa brytyjskiego rządu z CIA. Z agentem 007, którego odtwórca Pierce Brosnan brawurowo wcielił się tu zresztą w rolę premiera Langa, nieszczęsny pisarzyna ma przecież tyle wspólnego, co doktor Lubicz z doktorem Housem.

O przepięknych zdjęciach Pawła Edelmana, znakomitej roli zupełnie w kinie niewykorzystanej Kim Cattrall (Samantha z "Seksu w wielkim mieście") czy mistrzowskim kreowaniu stanów emocjonalnych bohaterów z pomocą zmiennego (morskiego - jak to u Polańskiego) krajobrazu można by pisząc o "Autorze widmo" opowiadać w nieskończoność. Tylko po co, skoro i tak musicie państwo ten film zobaczyć. Wraz z niniejszą recenzją przekazuję wam oficjalny nakaz ekstradycji... do sal kinowych.

9/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wielka Brytania | film | Roman Polański | widmo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy