W najnowszym filmie Ridleya Scotta pojawia się cała plejada mniejszych i większych kryminalistów, ale najbardziej złowrogim ze wszystkich bohaterów pozostaje przedsiębiorca J. Paul Getty (Christopher Plummer), bogacz nad bogaczami i cynik do piątej potęgi, facet, przy którym Ebenezer Scrooge z "Opowieści wigilijnej" wygląda jak święty Franciszek z Asyżu.
J. Paul Getty to postać mająca rzeczywisty odpowiednik, a scenariusz filmu oparty jest na faktach. Punktem wyjścia dla fabuły jest porwanie nastoletniego wnuka miliardera (Charlie Plummer), do którego dochodzi w latach 70. XX wieku we Włoszech.
Udręczona, choć trzymająca fason matka chłopaka (Michelle Williams) naciska byłego już teścia, aby zapłacił okup, ale ten stanowczo odmawia. Liczy, że sprawę uda się załatwić eksagentowi CIA (Mark Wahlberg), który pełni funkcję jego prawej ręki i człowieka od czarnej roboty. Tak naprawdę nieszczególnie martwi się o wnuka.
Akcja toczy się w niespiesznym tempie, poszczególne wątki prowadzone są ze staroświecką sumiennością, która budzi pewne skojarzenia ze wspaniałym kinem ery Nowego Hollywood. Poznajemy równie spektakularne, co powikłane losy Getty'ego i jego rodziny, śledzimy postępy w śledztwie i zacieśnianie się relacji pomiędzy porwanym a jednym z porywaczy (Romain Duris).
Pierwsze kilkadziesiąt minut zapowiada świetny, żywy film. Niestety, z czasem ekranowa historia karleje do poziomu zawstydzająco prostej przypowiastki o sknerze, który woli wydać pieniądze na zakup kolejnego dzieła sztuki do swojej kolekcji niż zapłacić porywaczom i uratować krewnego.
W trakcie seansu znajdziemy pokaźny zestaw dowodów na to, jak bardzo spaczony jest charakter Getty'ego. Wraz z mijającymi kwadransami bogacz nie tyle zyskuje na głębi, ile staje się coraz bardziej odrażający; to wrażenie dodatkowo wzmacnia kontrast między jego postawą a szlachetnymi aktami, na które udaje się zdobyć innym bohaterom. To postać będąca niebezpiecznie blisko ordynarnej karykatury. Bynajmniej nie uczłowiecza jej po królewsku nadęty Christopher Plummer, który zastępuje wyciętego z pierwotnej wersji filmu, zdyskredytowanego Kevina Spaceya.
Być może historia Getty'ego i jego nieszczęsnego wnuka sprawdziłaby się lepiej w satyrycznej konwencji; mógłby wtedy powstać film stanowiący bardziej wystawną wersję "Fargo" braci Coen. "Wszystkie pieniądze świata" są jednak poważne jak nowotwór i klęski żywiołowe. Typowa dla Scotta mroczna i zamaszysta stylistyka wypada tutaj cokolwiek absurdalnie - efekt końcowy przypomina próbę uczynienia godnego Homera eposu z przeciętnej szkolnej czytanki.
4/10
"Wszystkie pieniądze świata" (All the Money in the Worl), reż. Ridley Scott, USA 2017, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 26 stycznia 2018 roku.