Reklama

Wszyscy mówią: kocham cię, Phillipie Morrisie!

"I Love You Phillip Morris" ("I Love You Phillip Morris"), reż. Glenn Ficarra i John Requa, USA/Francja 2009, dystrybutor Monolith Films, premiera kinowa 21 maja 2010 roku.

Jim Carrey w najnowszym ekranowym wcieleniu łączy swoje dwa filmowe oblicza: operującego slapstickowym rezerwuarem środków błazna i wizerunek, który znamy z bardziej ambitnych pozycji w filmografii artysty: ''Truman Show'' lub ''Zakochanego bez pamięci''. Efekt tej fuzji jest znakomity.

Tytuł może sugerować, że w treść filmu wplecione będzie wyznanie miłości do największego - obok British American Tobacco - koncernu tytoniowego na świecie lub jego produktów. Nic bardziej mylnego. Phillip Morris to nazwisko blondwłosego homoseksualisty o niebieskich oczach, który za kradzież samochodu trafia za kratki. Ale zanim poznamy Phillipa, mija sporo czasu.

Reklama

W opowieść wprowadza nas niejaki Steven Russell (Jim Carrey). Steve leży na szpitalnym łożu; nieruchomy wykres kardiogramu sugeruje, że oto nadchodzi kres jego życia. I bohater, niczym Lester Burnham z ''American Beauty'', u progu śmierci postanawia podsumować swój żywot. W telegraficznym skrócie dowiadujemy się, że po porodzie porzuciła go matka, został adoptowany, po skończeniu szkoły średniej znalazł pracę w policji, przygrywał do mszy na organach w lokalnym kościółku i wziął ślub z bogobojną Debbie, z którą ma córkę.

Jest jeszcze jeden istotny szczegół. Steve jest gejem. Po pracy, tłumacząc się żonie nadgodzinami, uprawia przygodny seks z przedstawicielami swojej płci. Wracając z jednej z takich schadzek, Steve ma poważny wypadek samochodowy. Wstrząs wywołany kraksą powoduje, że bohater przyznaje się żonie do swojego podwójnego życia. Zrehabilitowany, wyjeżdża na Florydę, gdzie wraz z młodszym oblubieńcem prowadzi wystawne życie. Jako, że ''bycie gejem jest kosztowne'', Steve postanawia zostać oszustem. Od sprzedaży przejrzałych pomidorów po podrabianie dokumentów i kart płatniczych, kombinuje jak się da, by zapewnić luksusowe warunki sobie i ukochanemu. Jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy, więc wkrótce Steven ląduje za kratkami. Po paru miesiącach pobytu w więzieniu poznaje Phillipa Morrisa (Ewan McGregor). I jest to miłość od pierwszego wejrzenia...

Glennowi Ficarra i Johnowi Requa, którzy debiutują w roli reżyserów (wcześniej wsławili się np. scenariuszem do ''Złego Mikołaja'' Terry'ego Zwigoffa), udała się rzecz niezwykła. Z powodzeniem połączyli być może najbardziej ''męski'' gatunek filmowy, jakim jest film więzienny, oraz komedię romantyczną, której docelowymi odbiorczyniami są kobiety. Pełne twistów fabularnych dziewięćdziesiąt minut czasu ekranowego mieści zarówno sceny więziennych bójek, policyjnych obław, jak i romantyczne obrazy dwójki bohaterów na tle zachodzącego słońca. A wszystko to podlane subtelnym, kampowym sosem, nieobcym przecież zarówno filmom więziennym (klasy B), jak i komediowej odmianie melodramatu.

Jim Carrey w roli Stevena ''oszusta'' Russela jest znakomity. Aktor połączył w tym występie doświadczenia wyniesione z bardziej pogłębionych psychologicznie ról (vide: ''Truman Show'')

i elementy błazenady, która uczyniła go gwiazdorem po filmach ''Ace Ventura'' czy ''Głupi i głupszy''. Czasem parodiuje samego siebie (zwłaszcza tytułową, demoniczną postać z "Telemaniaka''), zawsze jednak zatrzymuje się na granicy dobrego smaku. Popisowy występ Carreya kontrastuje stonowana rola Ewana McGregora, który udanie dekonstruuje swoje emploi wybuchowego Brytyjczyka.

Ale - pomijając rozrywkową wartość filmu - ''I Love You Phillip Morris'' jest też dowodem na spore zmiany, które zaszły w Fabryce Snów na przestrzeni ostatnich kilku lat. Po długim czasie izolacji, zamknięcia w przestrzeni filmu niszowego, queerowego, czy wojująco-propagandowego (jak ''Milk'' Van Santa) bohater-homoseksualista zaczyna coraz śmielej przedzierać się do mainstreamowych scenariuszy. I jeżeli jeszcze niemal pół dekady temu ze sporą rezerwą przyjmowano postać geja w klasycznej opowieści kowbojskiej (głośny skandal: brak głównych Oscarów dla ''Brokeback Mountain''), tak dziś homoseksualista czuje się dobrze - i pewnie - w nawet tak konserwatywnym gatunku filmowym, jak komedia romantyczna. Mimo tego, przez ponad rok od pierwszego publicznego pokazu na zeszłorocznym festiwalu w Sundance, gdzie film stał się sensacją, żaden z amerykańskich dystrybutorów nie odważył się wprowadzić go do szerszej dystrybucji. Istnieje ryzyko, że premiera planowana w Stanach na 30 lipca po raz kolejny zostanie przesunięta w czasie. Miłośnikom dobrego kina w Polsce te obawy są obce. ''I Love You Phillip Morris'' zadebiutuje w polskich kinach 21 maja.

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bohater | YOU | Love | kocham cię” | kocham cię! | kocham cię!” | Kocham Cię
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy