Reklama

Wszyscy mówią: kocham cię

"Zakochany Nowy Jork", reż. Fatih Akin, Yvan Attal, Shekhar Kapur, Mira Nair, Shunji Iwai, Brett Ratner, Joshua Marston, Allen Hughes, Wen Jiang, Natalie Portman, USA/Francja 2009, dystrybutor ITI Cinema, premiera kinowa 7 maja 2010 roku.

Filmy nowelowe obciążone są jedną podstawową wadą, wynikającą zresztą z samego założenia realizacyjnego, która przekłada się zwykle na ich negatywny krytyczny osąd. Mam na myśli nierówny poziom poszczególnych obrazów, składających się na wspólną całość. Twórcom wchodzącej właśnie na ekrany naszych kin produkcji "Zakochany Nowy Jork" udało się w dużej mierze uniknąć wspomnianego zarzutu, co nie znaczy jednak, że ustrzegli się także innych błędów.

W 2004 roku francuski producent Emmanuel Benbihy wpadł na pomysł projektu, który zatytułował "Cities of Love". W zamierzeniu miała być to seria fabularnych kolaży, na które składać się miały filmowe etiudy o miłości, rozgrywające się w różnych miastach całego świata. Jako że Paryż uznawany jest na za najbardziej romantyczne miejsce na Ziemi, pierwsza produkcja została umiejscowiona właśnie nad Loarą.

Reklama

W ten sposób powstał film "Zakochany Paryż", składający się z 18 nowelek, zrealizowanych przez takich twórców, jak: Gus Van Sant, bracia Coen czy Tom Tykwer i opowiadający przeróżne historie z miłością w głównej roli.

"Zakochany Nowy Jork" jest kontynuacją projektu Benbihy'ego (planowane są także prace w Jerozolimie, Szanghaju i Rio de Janeiro). Ponownie zebrano gwiazdy kina - tym razem 12 - i pozwolono im stworzyć dowolną historię o miłości z "Wielkim Jabłkiem" w tle. Wyzwania podjęli się zarówno uznani i doświadczeni twórcy (Fatih Akin, Shekhar Kapur, Mira Nair), jak i zupełni debiutanci, znający realia pracy na planie co najwyżej z drugiej strony kamery (Scarlett Johansson, Natalie Portman). Po zmontowaniu zdecydowano się dodatkowo usunąć dwie nowele (zrealizowane przez Johansson i Andrieja Zwiagincewa), które zdaniem producentów nie współgrały swoją wymową z pozostałymi obrazami.

"Zakochany Nowy Jork" składa się w efekcie z dziesięciu krótkich filmów, które opowiadają o różnych przejawach miłości: od młodzieńczej fascynacji, przez erotyczne pożądanie, po stateczne uczucie na całe życie. Na warsztacie poszczególnych artystów jest zarówno miłość romantyczna, jak i rodzicielska, przelotna i wypełniona erotyką, ale też trwała i dozgonna. Dzięki temu, że zaangażowani twórcy bardzo różnią się między sobą, także ich dzieła, mimo że fabularnie się przenikają, są wyraźnie od siebie oddzielone.

I to, a także dosyć wyrównany poziom wszystkich filmowych nowel, jest największą zaletą "Zakochanego Nowego Jorku". Żaden z obrazów nie jest arcydziełem, ale nie ma też produkcji zupełnie nieudanych, które można by uznać za zbędne. W efekcie interesujący okaże się zarówno zabawny film o "pierwszym razie" z Antonem Yelchinem i Olivią Thirlby czy zawadiacki obraz o podrywaczu z Ethanem Hawke'em i Maggie Q, jak i wzruszająca nowela o staruszkach (Eli Wallach, Cloris Leachman) czy wreszcie melancholijne dzieło z Julie Christie i Shią LaBeoufem.

Sęk jednak w tym, że przyzwoitość to jedyne na co stać twórców "Zakochanego Nowego Jorku". W efekcie oprócz oczywistych i trywialnych prawd o wielokulturowym tyglu, jakim jest to miasto, otrzymujemy co najwyżej piękne widokówki, jakimi są poszczególne filmiki. Brak w nich głębszych przemyśleń i przywiązania do konkretnych miejsc, co powoduje, że ich akcja zamiast w tej ośmiomilionowej metropolii równie dobrze mogłaby się rozgrywać w każdym innym miejscu kuli ziemskiej.

W tym kontekście nieco dziwi fakt, że producenci nie zwrócili się do związanych z Nowym Jorkiem niemal od zawsze: Martina Scorsese, Woody'ego Allena czy Spike'a Lee. Oni z pewnością wykorzystaliby potencjał tego miasta lepiej, pokazując go, z im tylko znanej strony.

Gdyby tak się stało, widz miałby też pewność, że prezentowane zakątki Małej Italii, Manhattanu czy Brooklynu pokazują mu twórcy, który nakręcili w nich swoje najwybitniejsze dzieła i znają je naprawdę od podszewki. Dzięki temu "Zakochany Nowy Jork" byłby nie tylko filmem o miłości, ale także o mieście, w którym może się ona przejawiać w tylu różnych formach, ilu jest w nim mieszkańców.

6/10

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama