"Wróbel": Polska komedia, która wierzy w inteligencję widzów

Piotr Rogucki i Jacek Borusiński w filmie "Wróbel" /Jarosław Sosiński /materiały prasowe

"Mam w d... małe miasteczka" - pisał przed laty Andrzej Bursa w wierszu "Sobota". Dewizę tę już jakiś czas temu najwyraźniej wzięli sobie do serca twórcy polskiego kina, którzy na tzw. prowincję zaglądają niezwykle sporadycznie i na ogół z wielkomiejską wyższością. A przecież tzw. zwyczajne "żyćko" potrafi skrywać sporą dozę prawdy o nas samych, na dodatek podszytą niewymuszonym, sytuacyjnym humorem. Do tego potrzebny jest jednak zmysł obserwacji i ciekawość, co kryje się w sobie przypadkowo spotkany człowiek.

  • Remek Wróbel to listonosz i zapalony piłkarz amatorskiej drużyny. Dobiega czterdziestki, wiedzie życie kawalera. Poza obrotnym, prowadzącym szemrane interesy, przyjacielem Pedrem nie ma na świecie nikogo bliskiego. I dobrze mu z tym. Pewnego dnia wszystko się zmienia - jego poukładane życie wywraca się do góry nogami, do tego niespodziewanie pojawiają się w nim nowa, wygadana sąsiadka Marzenka i dziadek, którego do tej pory nie znał.
  • "Wróbel" znalazł się w Konkursie Głównym 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (23-28 września 2024). Zobacz zwiastun!

"Wróbel": Co kryje się w sobie przypadkowo spotkany człowiek

Debiutujący "Wróblem" Tomasz Gąssowski tej obserwacji uczył się na planach swojego przyjaciela Andrzeja Jakimowskiego, któremu stworzył muzykę do filmów "Zmruż oczy", "Sztuczki", "Imagine" i "Pewnego razu w listopadzie". Zarażony filmowym bakcylem 10 lat temu poszedł do Szkoły Wajdy, a po jej ukończeniu zrealizował krótkometrażowy "Baraż", do współpracy przy którym zaprosił - będącego filarem kabaretu Mumio - Jacka Borusińskiego. I spod "mumiowego" kostiumu wyciągnął postać polskiego everymena koło lat 40, któremu los postanawia dać kolejną lekcję życia. Pomysł ten sprawdził się znakomicie, a "Baraż" w sezonie 2016/2017 objechał polskie i światowe festiwale, zdobywając rzeszę nagród, na czele z laurami Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Gąssowski już wtedy poważnie myślał o realizacji "Wróbla", a w tytułowej roli widział właśnie Borusińskiego. Jednak sekwencja zdarzeń, na czele z pandemią, sprawiły, że pełnometrażowy debiut reżysera dostajemy dopiero 8 lat później.

Remigiusz Wróbel żyje banalnym życiem samotnego, małomiasteczkowego listonosza. Jego codzienność składa się z szeregu powtarzalnych czynności: porannych ćwiczeń, śniadania w postaci chleba z miodem i obowiązkowego kubka kakao, rutynowej trasy, po której od lat rozwozi rowerem pocztowe przesyłki, wieczornej lektury encyklopedii, zagryzanej herbatnikami i wreszcie piłkarskich treningów z miejscową drużyną, której niedzielne mecze stanowią dopełnienie tygodniowego rytuału. Remek zbliża się do czterdziestki. I ta "mała stabilizacja" w zupełności wystarcza mu do szczęścia. Niespodziewanie jego uporządkowanym światem wstrząsa seria wydarzeń, które zmuszą Wróbla do przedefiniowania swojego życia.

Jacek Borusiński ma szanse być aktorskim odkryciem festiwalu w Gdyni

Jacek Borusiński w roli nieco autystycznego Remka ma spore szanse być aktorskim odkryciem wrześniowego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Jego kreacja ma w sobie coś z aktorstwa Bogusława Kobieli. To rola zbudowana na melancholii i przepełniona naiwną szczerością, która nadaje jej autentyczności. Partnerująca mu Julia Chętnicka świetnie sprawdza się w roli energetycznej sąsiadki, która próbuje tchnąć w życie Wróbla nową iskrę. Ekranowy tercet znakomicie dopełnia Krzysztof Stroiński, który chyba nigdy w karierze nie musiał opanować tak niewielkiej ilości tekstu. Rolę stojącego nad grobem dziadka-szulera buduje za pomocą spojrzeń i gestów, znajdując niełatwy balans pomiędzy przeszarżowaną parodią, a apatią.

W drugim planie pojawiają się jeszcze Piotr Rogucki, Agnieszka Matysiak i Bartłomiej Kotschedoff, ale reżyser otacza ich szeregiem naturszczyków. Są w tym gronie muzycy - kompozytor filmowy Maciej Zieliński i jazzman Krzysztof Herdzin, ludzie sportu - dziennikarz Stefan Szczepłek i piłkarz Radosław Majewski, ale też malarz i fotograf Iwo Zaniewski czy felietonista Michał Ogórek. Wszyscy oni - w na poły dokumentalnym obiektywie Wojciecha Staronia - budują autentyczność małomiasteczkowego uniwersum "Wróbla".

To kino przydające wagi banalności, nad którym unosi się nie tylko duch przywołanego już Jakimowskiego, ale także humor i wrażliwość Andrzeja i Janusza Kondratiuków. W portretowaniu świata Gąssowskiemu blisko również do Czechów, którym przez lata zazdrościliśmy choćby kina Jana Svěráka. Ale czuć tu również pokrewieństwo z kinem Aleksandra Payne'a i jego "Nebraską". Słodko-gorzki "Wróbel" z pewnością spodoba się publiczności, która przed laty polubiła "Mój rower" Piotra Trzaskalskiego czy "Moje córki krowy" Kingi Dębskiej. Film Tomasza Gąssowskiego ma potencjał, by podobnie jak one uwić sobie gniazdko w sercach sporej części widowni.

7,5/10

"Wróbel", reż. Tomasz Gąssowski, Polska 2024, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 23 sierpnia 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wróbel (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy