Reklama

Wojna wszystkich przeciw wszystkim

"Rzeź", reż. Roman Polański, Francja, Hiszpania, Niemcy, Polska 2011, dystrybutor Kino Świat International, premiera kinowa 20 grudnia 2012 roku.

Tak jak pierwsi surrealiści, przerażeni tym, co przyniosła I wojna światowa, uciekali od cywilizacji racjonalizmu w marzenia senne, tak Roman Polański, ocalały dwie dekady później z Holokaustu, stosując podobne sztuczki co surrealiści, wciąż szuka pęknięć na fasadzie otaczającej go rzeczywistości. Obojętnie, czy robi to w konwencji satanistycznego horroru, czarnego kryminału, czy erotycznej komedii, za każdym razem wywraca świat na drugą stronę, odnajdując pod jego spodem Rzeź.

W skali mikro zrobił to debiutanckim w "Nożu w wodzie", gdzie pruł w szwach międzyludzkie relacje, a w skali makro - w późnym "Pianiście", portretującym apokaliptyczne ruiny warszawskiego getta. Oparta na sztuce Yasminy Rezy "Rzeź" okazuje się dużo bliższa pierwszemu z tych filmów, a także innym klaustrofobicznym psychodramom, w których Polański jest niekwestionowanym mistrzem: "Wstrętowi", "Matni" oraz "Śmierci i dziewczynie".

Reklama

Klaustrofobiczne w "Rzezi" wydaje się nie tylko mieszkanie, w którym dzieje się akcja, ale również społeczne układy, w których żyją bohaterowie: małżeństwa, relacje rodzicielskie, miejsca pracy, wreszcie - ślepo wyznawane światopoglądy. Michael i Penelope Longstreet (John C. Reilly i Jodie Foster) oraz Alan i Nancy Cowan (Christoph Waltz i Kate Winslet) spotykają się, aby przedyskutować bójkę swoich dzieci, jednak pierwotny cel ich rozmowy schodzi na boczny plan, przesłonięty przez dużo bardziej prywatne i dotkliwe animozje. Formy grzecznościowe przestają maskować wrogość i rozpętuje się, cytując Thomasa Hobbesa, "wojna wszystkich przeciw wszystkim".

Pierwotna linia frontu wydaje się jasna: jest nią klasa społeczna i moralność. Longstreetowie to szarzy, skromni i - przynajmniej we własnym mniemaniu - uczciwi mieszczanie. Cowanowie, eleganccy i chłodni, stoją nie tylko wyżej na drabinie społecznej, ale i po Ciemnej Stronie Mocy - ona ma problem z przyznaniem, że to ich syn zawinił, on jest natomiast ironicznym nihilistą, pracującym jako "adwokat diabła" w szeregach skompromitowanej firmy farmaceutycznej (być może za żart Polańskiego można uznać to, że grający ich Winslet i Waltz wcielali się niedawno w role nazistów).

Z czasem jednak podział stron przestaje być tak oczywisty. Żony zwracają się przeciwko mężom, a ci, przyparci do muru, muszą odłożyć na bok wrogość i szukać oparcia we "wspólnocie testosteronu".

Polański - nic nowego - wykazuje się humorem i żelazną dyscypliną. Z jednej strony zachowuje jedność miejsca, czasu i akcji, którą dodatkowo oprawia w narracyjną klamrę, a z drugiej - pozwala sobie na kontrolowane szarże, szczególnie w kwestii prowadzenia aktorów, wygrywających nie tyle postacie, co ich karykatury: ciepłego misia, uduchowioną zołzę, korporacyjnego Lucyfera i zadzierającą nosa pańcię.

Jak widać, z życiowymi tematami rozliczył się w "Pianiście" i "Oliverze Twiście", a teraz, w "Autorze widmo" i "Rzezi", powraca do czystej radości reżyserowania i zabierania widzów w śmieszno-straszną podróż przez dziury w moralności i rzeczywistości.

Szkoda tylko, że owe dziury, skrupulatnie i nieubłaganie wybijane przez cały seans w "Rzezi", próbuje zaszpachlować finałowe ujęcie - pojednawcze i sztucznie krzepiące. Parafrazując padającą w filmie z ust Alana Cowana wypowiedź: kiedy widzę taki naiwny optymizm, mam ochotę kupić sobie plakat Ku Klux Klanu.

8/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy