"Witamy w USA"? Niekoniecznie! Znakomity klaustrofobiczny thriller

Kadr z filmu "Do granic" /© materiały dystrybutora /materiały prasowe

"Do granic" jest klaustrofobicznym, bardzo dobrze wyreżyserowanym i brawurowo zagranym filmem, opowiadającym o specyfice zderzenia się z amerykańską biurokracją imigracyjną, ale jest to też symboliczny obraz USA - kraju, gdzie za maską otwartości kryje się brutalna nieufność do obcych.

  • Diego i Elena chcą rozpocząć nowe życie w Stanach Zjednoczonych. Dopilnowali wszelkich formalności, jednak zostają zatrzymani na nowojorskim lotnisku. Prowadzone przez służby migracyjne przesłuchanie stawia pod znakiem zapytania nie tylko powody, dla których chcą zamieszkać w USA, ale także ich relację. Ile tak naprawdę wiedzą o sobie?
  • "Do granic" zadebiutuje na ekranach polskich kin 14 czerwca. Zobacz zwiastun filmu!

"Witamy w USA": Czy aby na pewno?

Każdy, kto wjeżdża do USA ma pewnie podobne uczucie. Ja je miałem zarówno w czasach, gdy wymagano ode mnie wizy, jak i w okresie, gdy na wjazd 90-dniowy do USA specjalna wiza nie jest od Polaków wymagana. Ilekroć zbliżam się do urzędnika kontroli granicznej na amerykańskim lotnisku, zastanawiam się czy usłyszę magiczne: "Witamy w USA" czy arbitralnie oceniający mnie urzędnik uzna, że jednak nie wypełniłem odpowiednich formalności i muszę wracać do Polski. Dlatego zawsze staram się lustrować twarz urzędnika i na jej podstawie wywnioskować, czy podejdzie do mnie przyjaźnie czy nie. To samo zrobili bohaterowie hiszpańskiego thrillera psychologicznego "Do granic", którzy mieli właśnie zacząć nowe życie na amerykańskiej ziemi obiecanej. Są już niemal u celu, ale najpierw muszą stanąć przed urzędnikiem imigracyjnym na lotnisku w Nowym Jorku.

Urzędnik, do którego podchodzą Diego (Alberto Ammann) i Elena (Bruna Cusí) jest właśnie uśmiechnięty i sympatyczny. Do czasu, gdy zaprasza lecącą z Barcelony parę na "pogłębioną kontrolę". Diego i Elena wygrali w loterii wizowej możliwość stałego pobytu w USA. Dopełnili wszystkich formalności i byli pewni, że zostaną w USA przyjęci z otwartymi ramionami i otwartym uśmiechem. Za amerykańskim: "Hello, how are you doing?" kryje się jednak druga twarz tego kraju. W ciągu najbliższych godzin para ją pozna w zderzeniu z dwójką agentów służby migracyjnej (Ben Temple, Laura Gómez), którzy wezmą na widelec całe ich życie.

Amerykańscy urzędnicy nie wszystkich traktują tak samo

Trwający zaledwie 77 minut film wenezuelskiego duetu Alejandro Rojas / Juan Sebastián Vásquez jest luźno oparty na własnych doświadczeniach filmowców. Obaj urodzili się w Caracas i musieli wyjechać ze swojego pogrążonego w przemocy kraju. Wenezuelczykiem jest Diego, który leci do USA z Hiszpanii, gdzie mieszka z rodowitą Hiszpanką Eleną. Nie chcę spoilerować tego intensywnego i gęstego thrillera, w którym reżyserzy i scenarzyści co chwilę sprawnie odsłaniają kolejne warstwy przesłuchania, ale zaznaczę tylko, że obywatelka kraju Unii Europejskiej i pochodzący z kraju Ameryki Łacińskiej Diego, skąd nielegalna imigracja zalewa USA, nie są przez amerykańskich urzędników traktowani tak samo.

Zresztą ten wątek filmu powinien uświadamiać nam, że również w tej kwestii mocno zyskaliśmy na członkostwie w Unii Europejskiej. Dla amerykańskiego urzędnika imigracyjnego, który pewnie jest nagradzany premią za każdego złapanego nielegalnego imigranta, Polacy są rozpatrywani przez pryzmat bycia obywatelem Unii Europejskiej. Na równi z Włochami, Niemcami czy Hiszpanami, a nie Meksykanami, Wenezuelczykami czy przybyszami z Bliskiego Wschodu. Spora zmiana od czasu, gdy nasza imigracja w USA miała twarz bohaterów z tragikomedii Janusza Zaorskiego "Szczęśliwego Nowego Jorku".

"Do granic": Znakomicie zagrany klaustrofobiczny psychologiczny thriller

"Do granic" jest precyzyjnie napisanym, dobrze wyreżyserowanym i znakomicie zagranym klaustrofobicznym psychologicznym thrillerem, który na dodatek unika gniewnej publicystyki. Agentka przesłuchująca parę jest Latynoską, której rodzina pewnie również doświadczyła losów nielegalnego imigranta. Nie mamy tutaj podziału na złych białych, reprezentujących surową amerykańską biurokrację i dobrych przybyszów, którzy chcą tylko ułożyć sobie nowe życie. W trakcie przesłuchania widzimy, że związek Eleny i Diego wcale nie jest wolny od tajemnic i kłamstw, natomiast agenci mają podstawy, by zlustrować parę, choć ich kolejne pytania mogą wskazywać na, co najmniej, nadużywanie przez nich władzy.

Jest też "Do granic" filmem o USA, które obiecują równe szanse "dążenia do szczęścia", ale za fasadą uśmiechów kryją się brutalne reguły gry. Ameryka zaprasza do siebie i na starcie przetrąca kręgosłup tym, którzy są w amerykański sen zanurzeni. Nieraz to wyrwanie jest brutalne i niesprawiedliwe. Nieraz otrzeźwiające i potrzebne. Nie zmienia to jednak faktu, że ten sen wciąż przyciąga miliony spragnionych lepszego życia, co zamienia granice USA z Meksykiem w linię frontu. To jednak nie tylko amerykański problem. Granice Unii Europejskiej też są szturmowane, co powoduje, że taki film jak "Do granic" mógłby rozgrywać się na naszej ziemi, choć akurat specyfika przesłuchania w tym filmie jest na wskroś amerykańska. Czy zakończy się magicznym: "Witamy w USA"? A może już nikt nie będzie chciał tego usłyszeć?

8/10

"Do granic", reż. Alejandro Rojas i Juan Sebastián Vasquez, Hiszpania 2022, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 14 czerwca 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Do granic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy