Jan Jakub Kolski. Klasyk polskiego kina. Tak, już klasyk. Klasyk nie chce być jednak cennym znaczkiem w klaserze filatelisty (czy ktoś jest jeszcze filatelistą?), zwłaszcza jeżeli siły i fantazja mu na to pozwalają. Klasyk potrafi wciąż zaskoczyć, jak w "Ułaskawieniu" z wybitną kreacją Grażyny Błęckiej-Kolskiej. Ma też miejsce szczególne w mojej pamięci, w pamięci większości miłośników polskiego kina. Bez Kolskiego tego kina zwyczajnie nie ma.
- "Wariaci" to klasyczne kino drogi z wątkiem kryminalnym w tle. Eryk i Karolka to para marzycieli. Po wyjściu z więzienia postanawiają rozpocząć nowe życie na łonie natury. Trudno jednak im się odnaleźć. Eryk pragnie szczęścia również dla swojej małej córki Dżesiki. Porywa ją z rąk dziadka i razem z Karolką wyruszają w pełną przygód podróż przez Polskę. Sprawy komplikują się, kiedy Karolka zapada na poważną chorobę. Jedynym ratunkiem dla niej będzie kosztowna kuracja, na którą oczywiście nie mają pieniędzy. Eryk i mała Dżesika biorą sprawy w swoje ręce.
- Film wyreżyserował Jan Jakub Kolski, a główne role zagrali: Eryk Lubos, Alicja Stasiewicz i Zuzanna Drobniak.
- Na ekranach kin film zadebiutuje 12 kwietnia. Zobacz zwiastun filmu!
Jan Jakub Kolski odgrażał się w wywiadach, że "Wariaci" będą ostatnim filmem, którego produkcji się podjął, nie oznacza to chyba jednak, mam nadzieję, rezygnacji z reżyserii. Zresztą, pamiętajmy, sytuacja polityczna znacząco się zmieniła, i dla twórcy "Jańcia Wodnika" oznaczać to powinno zmiany na lepsze.
"Jańcioland i okolice". Przywołałem kanoniczny, najbardziej bodaj rozpoznawalny tytuł w dorobku Jana Jakuba Kolskiego, żeby się od tego tytułu odbić. Biografowie Kolskiego dzielą jego twórczość na dwa główne nurty - pierwszy z nich, prymarny i artystycznie najciekawszy, to właśnie "jańcioland", oswajanie Marqueza Redlińskim i Myśliwskim. Polskie Macondo czyli Popielawy. I cuda, i widy, i krzywda, i krowa z ogonem, i krowieniec z czarcią mocą. Taki był Kolski, dopiero za nim, pamiętajmy, poszli inni. To długa, coraz dłuższa lista.
W opozycji do "Jańciolandu" w pewnym momencie objawił się Kolski drażniący, negujący poczciwego, brutalny, z krospowatą gębą Lubosa, albo z namiętnym spojrzeniem Majchrzaka. Bliżej Houellbecqua niż magii.
"Wariaci", najnowszy, oby nie ostatni film Kolskiego, sytuuje się pomiędzy dwoma głównymi nurtami. To zaleta i wada jednocześnie. Zaleta, ponieważ pokazuje, że Kolski nie zadowala się status quo, szuka nowego języka, wzbogaca wcześniejszy, próbuje łączyć struktury. Wada, bo to wszystko w pewnym momencie wydaje się przeładowane, bidne takie.
Love story, historia tacierzyńska, kryminał jeszcze. Kolski wprowadza te struktury również po to, żeby je rozbroić, zdetonować, pokazać, że bajka, którą opowiada w końcu od pierwszego filmu, od pierwszych filmów, nie musi mieć happy endu, nie musi być ani radosna, ani z morałem.
Bajka Jana Jakuba to księżniczka odwrócona na opak, jak z tytułu Celderona w imitacji Rymkiewicza. Poturbowała się, biedna, zgubiła i ubłociła sukienkę, a korona to polne kwiatki, a pantofelki to zużyte martensy. Takie historie opowiada nam dzisiaj Kolski. To boli, czasami cieszy, śmieszy też.
Szczególne miejsce Kolskiego to byli zawsze szczególni bohaterowie. Dziecko z ogonkiem, kuśtykająca mistyczka, pograbek z niedowładem, Siemian z "Pornografii" z nerwobólem jakimś. Nadzwyczajność tego świata wynikała z oryginalnej wizji: i plastycznej (Kolski jest z pierwszego wykształcenia operatorem), i muzycznej (Konieczny!), i aktorskiej (team "Jańciolandu" - z Franciszkiem Pieczką, Krzysztofem Majchrzakiem, Grażyną Błęcką-Kolską czy z Grzegorzem Damięckim na czele).
Ten świat nie mógł trwać wiecznie, nic nie trwa wiecznie. Wkroczyła do niego gorycz i "wariaci" (już sam tytuł brzmi dzisiaj nieprawnie politycznie). Kolski dojrzał, trochę się rozczarował, mam poczucie, że posmutniał. I takie są jego ostatnie filmy. Smutniejsze.
Tytuły takie jak "Zabić bobra", "Ułaskawienie" czy "Las, czwarta rano", nawet z założenia familijna "Republika dzieci", to dzieła człowieka zranionego: przez życie, przez środowisko, przez czas, który egzorcyzmuje smutek kinem.
"Wariaci" wydają się kolejną odsłoną tej opowieści. Chłopak i dziewczyna. Wychodzą z więzienia, z pierdla wychodzą, ale resocjalizacja wypadła niepomyślnie: nadal ich pomysł na życie jest prosty. Ukraść, wyspać się, napić, albo napić bez spania. Takich filmów widzieliśmy dziesiątki. W większości, w przeciwieństwie do "Wariatów" Kolskiego, były brutalne i pełne agresji. Autora "Jasminum" jednak o to nie posądzamy. I słusznie.
Nawet jeżeli Jan Jakub sięga po gatunkowy sztafaż, czyni to nie dlatego, żeby kogokolwiek kopiować, ale by opowiedzieć swoją historię. Opowieść o smutku.
Bo za chwilę konwencja się zmienia. Pojawia się "słońce, słoneczko" (to oczywiście trawestacja tytułu innego filmu Jana Jakuba - "Serce, serduszko"). Słońce to dziewczynka, córka bohatera granego przez Lubosa. Dziewczynka niby wykradziona, ale nie do końca. Pościg założony, ale nie bardzo. Kryminaliści z wyrokami, ale sympatyczni i czuli. Byłaby sielanka, ale nie ma sielanki. Bo dziecko, bo ucieczka, bo choroba, bo pieniądze, brak pieniędzy. Słońce Kolskiego jest zawsze za chmurką.
Alicja Stasiewicz - kolejne aktorskie odkrycie Jana Jakuba Kolskiego i Eryk Lubos, budują swoje role na zasadzie jedności przeciwieństw, są różni, dlatego są blisko. Chwilami show kradnie im Zuzia Drobniak jako przemądrzała dziewczynka, która wydaje się rozsądniejsza od swoich opiekunów. Bohaterowie są zatem intrygujący, Pińczów i Ponidzie urzekające, ale po seansie pozostaje tym razem niedosyt.
Dobrze byłoby umieścić "Wariatów" w kontekście całej filmografii Jana Jakuba Kolskiego, wówczas wartość "Wariatów" paradoksalnie rośnie.
Smutny Kolski naprawdę próbuje się do nas uśmiechnąć. Pokazuje, że miłość jest możliwa i że troskliwość ma swoją cenę. Że nawet jeżeli oprawa bywa odpychająca, warto robić swoje, starać się żyć tak, żeby nie zmarnować wszystkiego. Wariaci to potrafią. Wszyscy możemy być wariatami.
6/10
"Wariaci", reż. Jan Jakub Kolski, Polska 2024, dystrybutor: Dystrybucja Kinowa TVP, premiera kinowa: 12 kwietnia 2024 roku.