"Venom 3": Kolejna część głośnej serii. Czysta rozrywka

Tom Hardy w scenie z filmu "Venom 3: Ostatni taniec" /materiały prasowe

Skoro powiedziało się A i B, czas najwyższy na C. Venom, a wraz z nim Eddie Brock powrócili nie tylko na duży ekran, ale wręcz z innego wymiaru, w którym egzystuje Peter Parker vel Spider-Man i jednostka specjalna pod szumną nazwą Avengers. W tym wymiarze powiązana ze sobą specyficzną więzią dwójka bohaterów ledwie dopija drinka, aby za chwilę wrócić do uniwersum, z którego oficjalnie pochodzą. A tam stare biedy, gdyż jak nie Drake, a potem Carnege, to teraz ten najnikczemniejszy, najgorszy z najgorszych, sam niszczyciel planet, wielozębny Knull. I choć nie osobiście, to jednak krwi naszym bohaterom to blondwłose zło wcielone, sporo upuści. Tym bardziej, że gra idzie już o naprawdę wysoką stawkę, gdyż albo my ich, albo oni nas.

"Venom 3: Ostatni taniec": Przede wszystkim Tom Hardy

Mam mieszane odczucia. Przy całej sympatii do obu postaci, czy dotychczasowych dwóch filmów, ten niestety wpisuje się w opinię, że kino superbohaterskie przeżywa twórczy, widoczny kryzys. Coś się zacięło i nie może się odblokować. Historie sprawiają wrażenie powtarzalnych. Świeżością nie grzeszą, tak postacie, jak i fabuły. Wszystko razem wykazuje się wyraźnym zmęczeniem materiału. Co nie znaczy, że "Venom 3. Ostatni taniec" nie próbuje, nie stara się. Przede wszystkim to Tom Hardy wcielający się w Brocka staje zdecydowanie na wysokości zadania. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że on tworzy tu solidną i przejmującą kreację. Jeśli w coś wierzę, oglądając tę komiksową górską kolejkę, to właśnie w występ brytyjskiego aktora. Film broni się też jako widowisko. Akcji i tempa odmówić mu nie można. Przez niemal dwie godziny nudą tu nie wieje, chyba, że komuś tego typu filmowa propozycja już się przejadła, już się opatrzyła.

Reklama

A niestety schemat jest piętą achillesową tejże odsłony. Nawet tu i ówdzie wpleciony humor, najczęściej czarny, ale też nawiązujący do klasyki kina, nie niweluje wrażenia, że to wszystko już było, że tu nic nie może nas zaskoczyć, że właściwie to wciąż granie tego samego. Na tę samą nutę, w tej samej tonacji, bez zaburzeń ustalonej harmonii. Może to się sprawdza, czas pokaże, a box office odpowie. Niemniej jednak, choć seans jest niewymuszonym doświadczeniem, to niczego odkrywczego i wyjątkowego nie oferuje. Niedawno, na innym również marvelowskim przeboju, usłyszałem - miłe, nic nie znaczące dwie godziny w kinie. Po seansie Venoma, sam gotów byłem to powiedzieć. Zdecydowanym złem ten obraz na pewno nie jest, ale też i niczym szczególnym.

Rozrywka i kino akcji

Sporo uwagi poświęca się tutaj, w promocji filmu, scenariuszowi. W pisanie scriptu zaangażowany miał być i jest sam Tom Hardy, plus reżyserka Kelly Marcel. Jeśli spojrzymy na pewne epizody, dialogi, dość udany humor to ten wkład widać. Tymczasem skupiając się już na samej historii, przebiegu dramaturgicznym, to tego scenariusza właściwie nie ma. Wspomniany złowrogi Knull tkwi uwięziony na jednej z planet, ale mimo tego jest w stanie wydać rozkaz hordzie stworów, aby te odnalazły Kodeks, czyli klucz, który pozwoli go uwolnić, a potem on już zajmie się dalej tym, co robi najlepiej, czyli będzie niszczył świat za światem.

Kodeks mieści się w symbioncie Venomie i Brocku jednocześnie. I tylko śmierć jednego z nich, albo obu, może ten klucz bezpowrotnie zniszczyć. Co jest dalej, chyba nie muszę pisać? Przy czym czuje się brak konceptu na solidne wykorzystanie drugoplanowych postaci, jak zimny Strickland grany przez Chiwetela Ejiofora czy drobna i wrażliwa dr Teddy Paine, w którą wciela się Juno Temple. Nawet Rhys Ifans jako pasjonata kosmitów, lekko oderwany od rzeczywistości wieczny hippis, nie wychodzi poza szablon. To wszystko po prostu już było, nie raz i nie dwa.

Ale, żeby tak nie kończyć na smutno, ponuro i krytycznie. Jeśli potraktujemy rzecz całą jako niewymuszoną, li tylko rozrywkę to seans "Venoma 3" nie musi być doświadczeniem trudnym czy bezużytecznym. Powtórzę, już tylko Tom Hardy dużo tutaj rekompensuje. Mało tego, jest w tym filmie scena, wręcz pewien wątek, który może być sugestią, że wyżej wspomniany mógłby, a kto wie czy nie powinien, zostać kolejnym agentem 007. Jako kino akcji, też swoją rolę film spełnia. Już chociażby dla takich smaczków przyjemnie jest ten obraz zobaczyć, zwłaszcza jak się jest fanem. Ja po seansie nucę sobie jednak, trochę już zapomniany utwór naszej rodzimej grupy Lombard, "Nasz ostatni taniec" i czekam na coś, co mną nie tylko wstrząśnie, ale też poruszy, a przede wszystkim zaskoczy.

5/10

"Venom 3: Ostatni taniec" (Venom: The Last Dance), reż. Kelly Marcel, USA 2024, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 25 października 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Venom 3
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy