"Uśmiech losu" to film, który się do nas uśmiecha. Andrzej Jakimowski oparł swoją produkcję na historii Jacka Przybyłowskiego - fotografa, który wiele lat temu zdecydował się na emigrację. Po stanie wojennym wyjechał na Lanzarote. Wciąż przygląda się stamtąd polskiej duszy, nie zapominając o własnej, polskiej. Tego się przecież nie traci. To jest nieusuwalne. Skaza, czyli tożsamość.
Wróciłem niedawno ze Stanów Zjednoczonych. To była długa i ważna podróż. Wiele opowieści, wiele sumień. Polacy, Polonusi, emigracja, poznałem w zasadzie wyłącznie tych, którzy sobie poradzili. Odnieśli sukces. Są lekarzami, architektami, filmowcami, wykładowcami akademickimi. A jednak, bardzo często, słyszałem z ich ust: "Myślimy o powrocie. Po emeryturze raczej wrócimy. Tęsknimy do Polski". Rodzimym językiem władają lepiej niż dziewięćdziesiąt procent rodaków, TVN24 od rana do wieczora, interesują się wszystkim, co polskie. Dobrze ich rozumiem. Gdyby okoliczności mnie do tego przymusiły, zachowywałbym się zapewne tak samo. Nieusuwalne znamię: polskość. Pisał o tym zawsze Konwicki, ale przecież wcześniej także Mickiewicz. Romantyczny stygmat istnienia.
To również cecha Andrzeja, granego przez Mateusza Kościukiewicza bohatera "Uśmiechu losu". Ślązak, boży prostaczek, naiwniak, wyrusza do Grecji, żeby przejąć spadek po wujku. Na miejscu okazuje się, że niespodzianka będzie okraszona specjalną wkładką, bo odziedziczony majątek to dom w górach, w skale, w dodatku z długiem. "Adreas" nie ma w sobie potencjału racjonalisty, który zapewne przekazałby tę sprawę prawnikom, albo machnął na to wszystko ręką i wrócił do Polski, powrócił na Śląsk. Nie, on nie wie, co ma robić, zostaje, chce wracać, przekłada bilet lotniczy, dzwoni do mamy, zostaje, chce odpracować dług, wraca, zostaje. Stan zawieszenia jest upragnionym stanem filmowca.
To jest fotogeniczne, zwłaszcza w tak fotogenicznych okolicznościach przyrody. Grecja z uwodzicielskiego folderu nieuwodzicielsko (to komplement) fotografowanego przez Adama Bajerskiego. Skały, góry, zwierzęta, rzeczy, ludzie - mają swoje imiona, nazwy, legendy, ale Andrzej patrzy na to wszystko przez polskie, wcale nie różowe, okulary. Trochę ironii, trochę zadziwienia, trochę sprytu. Spać dłużej, pracować krócej, dostać więcej. I jeszcze rozkochać w sobie piękną córkę wierzyciela. Tak działa ten mechanizm. Tak działa polski donżuan. I to się, krótko mówiąc, nie zawsze sprawdza, ale niekiedy przecież udaje.
Przypowieści Jakimowskiego są jednak historiami wyrozumiałego sceptyka, z ducha Rousseau czy z "Komedii ludzkiej" Balzaca. Idylla jest niemożliwa, trzeba sobie naprawdę solidnie zasłużyć, nacierpieć, potłuc kolana i obojczyki, żeby zobaczyć widnokrąg. Widnokrąg, o którym Wiesław Myśliwski pisał w swoim arcydziele, że jest kluczem do zrozumienia prawdy. Takiego widnokręgu wypatrują razem: Andreas i Jakimowski. Zobaczą tylko kawałek, kawałeczek szczęścia. To już sporo, więcej niż nic.
"Uśmiech losu" i Andrzej Jakimowski. Piszę i uśmiecham się. To bezwiedne, niezależne ode mnie. Uśmiecham się do moich reakcji na jego "Sztuczki", na "Zmruż oczy", na "Imagine". Na wszystkie emocje, które zawdzięczamy kinu Jakimowskiego. Niedawno, raptem parę miesięcy temu, wspomniane "Zmruż oczy" pokazywałem widzom jednej z najniezwyklejszych imprez filmowych w Polsce: festiwalu dla osób niewidomych. W Płocku spotykają się raz w roku, żeby oglądać filmy (z audiodeskrypcją), dyskutować o kinie. "Zmruż oczy" zachwyciło ich szczególnie. To film o nas, dla nas - mówili. Ciekawe, co powiedzieliby po obejrzeniu "Uśmiechu losu". Wierzę, że reakcją byłby uśmiech.
Uśmiechnięte kino - uśmiechnięte tak, ale także niegłupie, nienaiwne, niepretensjonalne. Komediodramat w wydaniu Jakimowskiego, czyli komediodramat specjalny. Z dwukropkiem zamiast przecinka, z myślnikiem w miejsce wykrzyknika. Jakimowski nie używa szerokich gestów, nie krzyczy, nie rozpycha się łokciami. Wiele lat temu zrozumiał, że jego miejsce jest w kinie, w kinie polskim, europejskim i światowym, w niszy między wrzaskiem a ciszą. W niszy z uśmiechem sfinksa.
Taka strategia twórcza powoduje niekiedy zamęt interpretacyjny. Krytycy, przynajmniej ich część (widzowie raczej nie mają z tym problemów), usiłują ulokować filmy Andrzeja Jakimowskiego w kategoriach realizmu i takich właśnie używać narzędzi w analizie jego kina. A to błąd. Nie wolno. Filmy Andrzeja Jakimowskiego, również "Uśmiech losu", chociaż niewyabstrahowane od rzeczywistości, są zawsze przypowieściami, toposami losu. Są także pytaniami o przynależność do owego losu. Czym jest sens, czym przeznaczenie i co w gruncie rzeczy jest w życiu ważne. Odpowiedzi bywają złudne, Jakimowski nie udziela jednoznacznych. Nie uważa się za mentora stawiającego siebie ponad innymi, a jednak samo zadawanie pytań to także sztuka odpowiedzi, szukanie tychże odpowiedzi. I sam proces szukania, poszerzony o autorefleksję, może być ważny i cenny. Kto pyta, niech zabłądzi. Ale niechże pyta, wciąż pyta.
"Uśmiech losu" - film prostych dychotomii. Drzewo na pustyni, beczenie kóz, naśladowane całkiem udolnie przez ludzi, drzewo kontra jaskinia, młodość pięknej dziewczyny kontra starość cywilizacji.
To są proste sprawy, to są także kwestie filozoficzne (drzewo, jaskinia, głos). Prostotę od wyrafinowania dzieli jeden tylko szczebel. To mogą być dźwięki muzyki Noi Margalit, nieinwazyjna scenografia Ewy Jakimowskiej, kostiumy Aleksandry Staszko, montaż Cezarego Grzesiuka, czułe kadry niekończącego się greckiego lata autorstwa Adama Bajerskiego. Stali akompaniatorzy filmowego świata Andrzeja Jakimowskiego są znowu na miejscu. Towarzysząc, rozwijają twórczo myśl reżysera.
Chodzi przecież w gruncie rzeczy o to, żeby ocalić uśmiech losu, który jest wynikiem tego losu tragedii, zmącenia.
Bohaterowi pomaga pewnie to, że nie jest zbyt rozgarnięty, boleść rozstania, odejścia najbliższych, potrafi przepisać na zachwyt światem równoległym. Odkrycia czegoś nowego, co zapisze jednak pamięć o życiu przed. O Śląsku, o mamie, o tacie.
Uśmiech losu - próba międzykulturowego porozumienia, nie potrzeba nawet znać języka, żeby odkryć, co jest w życiu ważne. Jesteś tu i teraz. Tyle masz do odkrycia. Tyle, do zapomnienia. Wybieraj, jeśli potrafisz.
7/10
"Uśmiechu losu", reż. Andrzej Jakimowski, Polska 2023, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 4 grudnia 20223 roku.