Reklama

Upoluj mnie

"Sezon na kaczki" ("Temporada de patos"), reż. Fernando Eimbcke, Meksyk 2004, dystrybutor Art House, premiera kinowa 29 kwietnia 2011 roku.

Miasta umierają w każdą niedzielę. Ulice pustoszeją, stary rower stoi przypięty do słupa. Nikt nie zwraca uwagi na to, że ktoś inny ukradł mu tylne koło i siodełko. Na placach zabaw nie ma dzieci. Jest upalnie. Wokół nie rozbrzmiewa żaden hałas. Cisza jest drażniąca. Nic się nie dzieje. W kinie tylko "Sezon na kaczki" Fernando Eimbcke. Nie ma nawet w co ugodzić ostrzem krytyki.

"Sezon na kaczki" to film znakomity. Szukając korzeni reżyserskich inspiracji Fernando Eimbcke, możemy sięgnąć do lat osiemdziesiątych i znaleźć je w pierwszych filmach Jima Jarmuscha. Cofając się nieco dalej, zatrzymamy się na meksykańskich produkcjach Louisa Bunuela ("Zapomniani").

Reklama

Matryca, którą miał do dyspozycji reżyser, za każdym razem ulegała jednak odpowiedniej transformacji. Powstał dzięki temu obraz głęboko oryginalny, mimo że w każdym z filmów, które Eimbcke ma już na swoim koncie ("Nad jeziorem Tahoe") miejski bezruch odgrywa główną rolę. Meksykański twórca pogrywa dzięki niemu z odbiorczymi przyzwyczajeniami widzów, którzy w pejzażu południowoamerykańskich dzielnic doszukują się, zwykle tylko nowych wersji kultowego miasta Boga. Reżyser "Sezonu na kaczki" pokazuje zaś Meksyk tak, jak Jim Jarmusch Amerykę. Wszystko wygląda inaczej niż w raju.

Nastoletni Flama (Daniel Miranda) i Moko (Diego Catano) zostają sami w domu. Jak co niedziela, siadają na kanapie. Będą grać w grę wideo. Przez chwilę kłócą się o to, kto będzie tym razem Georgem Bushem, a kto Osamą bin Ladenem. Nieco jednak inaczej niż u Jarmuscha, bohaterowie filmu nie tyle są przez nas obserwowani w swoim nic nie robieniu, co stają się obserwatorami. Czarno-biały obraz niweluje różnice w ich wyglądzie i pochodzeniu. Spokój niedzielnego popołudnia zaburza tylko pukanie do drzwi. To Rita (Danny Perea), szesnastoletnia sąsiadka, która chce skorzystać z ich piekarnika. Dziewczyna zamiast siedzieć w kuchni, wchodzi do salonu i zaczyna zadawać kłopotliwe pytania. W mieszkaniu pojawia się także dostawca Tele Pizzy, Ulises (Enrique Arreola). Oczekiwanie na dostawę było dłuższe niż trzydzieści minut, więc chłopcy nie chcą mu zapłacić. On nie chce wyjść. Idzie na układ, zagrają w grę wideo - kto wygra, ten dostanie wszystko. W decydującym momencie wysiada prąd.

W parnym powietrzu można wyczuć ogromne stężenie erotyzmu, pojawiają się elementy przywołujące na myśl krwawy film grozy, wszystko osnute jest mgiełką absurdalnego humoru. Bohaterowie trawieni są przez niegroźne obsesje. Rita rozgryza setki czekoladowych kulek. Chce zgadnąć, jaki kolor nadzienia będzie w środku, ale ani razu się jej to nie udaje. To drażniące, tak jak poczucie, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co w filmie Fernando Eimbcke stanie się za chwilę. Zapewne nic ważnego. A jednak, niczym myśliwi podczas sezonu na kaczki czyścimy broń, wybieramy naboje i zajmujemy stanowiska. Czekamy w bezruchu. Wytrawny strzelec upoluje najwięcej. Zanim jednak udało mi się wycelować w ruchomy punkt, rozłożył mnie na łopatki Fernando Eimbcke - swoim debiutanckim, pierwszym, perfekcyjnym strzałem.

9/10

Zobacz zwiastun filmu "Sezon na kaczki":

Chcesz pójść do kina na film "Sezon na kaczki" lub na inną interesującą cię produkcję, a nie wiesz gdzie i o której możesz ją obejrzeć? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Meksyk | fernando
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama