"Ultimatum": Nihil novi, panie Neeson [recenzja]

Liam Neeson w filmie "Ultimatum" /Stephan Rabold /materiały prasowe

Od paru dobrych lat Liam Neeson bombarduje nas dynamicznymi akcyjniakami, w których zazwyczaj wciela się w kochającego ojca, walczącego o życie swoich najbliższych. 71-letni irlandzki aktor w jakiś sposób szufladkuje sam siebie, ale chyba nikt nie ma mu tego za złe. W końcu filmy akcji z jego udziałem to zazwyczaj niewymagająca i emocjonująca rozrywka.

"Ultimatum" punkt wyjściowy jest w miarę podobny do poprzednich tytułów z Liamem Neesonem w roli głównej, utrzymanych właśnie w tego typu klimatach. Matt Turner (Neeson) to kochający ojciec i mąż, a także biznesmen, który jest aż za bardzo pochłonięty swoją pracą. Jego najbliżsi mają wszystko - piękny dom, ubrania topowych marek, najlepsze samochody - ale w ich domu brakuje miłości. Nawet jeśli Turner ciężko pracuje, aby zapewnić rodzinie dobrobyt, to jednak zaniedbuje sferę uczuciową. Jego druga połówka nie czuje od niego wsparcia, a dzieci również znajdują się na drugim planie. Bohater Neesona zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę - chce zrobić dobry uczynek i postanawia zawieźć syna i córkę do szkoły. Prędko okażę się, że popełnił ogromny błąd - w trakcie drogi otrzymuje telefon od nieznajomego i dowiaduje się, że w ich samochodzie została podłożona bomba.

Reklama

"Ultimatum": Lepiej zapnijcie pasy

Warto pamiętać, że jest to kolejny już remake hiszpańskiego filmu "Nieznany" z 2015 roku. Zmieniają się aktorzy, modyfikowane zostają poszczególne sceny, ale założenie wciąż jest to samo - jeśli opuścicie samochód i nie wykonacie czyichś zachcianek, to nastąpi wybuch i wszyscy zginiecie w ułamku sekundy. Tym samym przypomina to klasyczny film z Keanu Reevesem "Speed: Niebezpieczna prędkość" (1994), w którym kierowca autobusu nie może zwolnić swojego pojazdu poniżej pięćdziesięciu mil na godzinę (inaczej dojdzie do tragedii).

Nic dziwnego, że Turner każe dzieciom zapiąć pasy i rozpoczyna walkę o przetrwanie - rozmawia ze swoim nowym arcywrogiem, dostosowuje się do jego poleceń i wychodzi poza swoją strefę komfortu. W końcu zrobi wszystko, aby uratować nie tylko siebie, ale i własne dzieci. Przypomina to coś w rodzaju eposu, w którym śmiertelne niebezpieczeństwo staje się szansą dla figury ojcowskiej, aby wreszcie odkupić swoje winy. Naciągane, ale jak to się ogląda!

"Ultimatum": Chaos kontrolowany

Do akcji wkracza żona Matta (Embeth Davidtz), którą Turner musi wykorzystać, aby wykonać zlecenia od nieznajomego. Pojawia się także nieufająca Mattowi policja - uważają, że to właśnie on jest odpowiedzialny za wybuchy i porwanie własnych dzieci (oprócz Matta nikt nie słyszał tajemniczego "porywającego"). Obok Neesona znajdziemy też kilka trzecioplanowych występów: Matthew Modine i Arian Moayed ("Sukcesja") wcielają się w znajomych Matta z firmy, którym także podłożono bomby pod siedzenia samochodów. Na ekranie pojawiają się na chwilę/rzadko, a i tak udowadniają, że potrafią dać z siebie wszystko nawet w tak epizodycznych rolach.

"Ultimatum" nie tłumaczy podstawowych kwestii - przykładowo, w jaki sposób bomba znalazła się w samochodzie Matta, albo jakimi sposobami oprawca był w stanie monitorować każdy ruch rodziny uwięzionej w samochodzie. Nie zmienia to faktu, że tego rodzaju kino rządzi się swoimi własnymi prawami, więc jeśli się na nie piszemy, to automatycznie wybaczamy mu całkiem sporo. Całe szczęście reakcje bohaterów i rozmowy między nimi utrzymają film w ryzach rzeczywistości. Rozmowy między Mattem a główną panią detektyw są wiarygodne, a reakcje bohaterów uwięzionych w samochodzie uczciwe i przekonujące.

"Ultimatum": Prosta i wciągająca rozrywka

Nieoczekiwany zwrot akcji w filmie będzie raczej bardzo przewidywalny, choć nie odbierze nam on satysfakcji z samego seansu. Sporo tu scenariuszowych głupotek lub przeszarżowanych scen, aczkolwiek żadne z tych elementów nie wpłynie na odczuwanie wręcz namacalnej intensywności. Chociaż seans trwa jedynie półtorej godziny (nawet krócej, dochodzą jeszcze napisy końcowe), to stawkę tej zabójczej gry czujemy w każdej milisekundzie. Kiedy okaże się, że głos ze słuchawki wcale nie żartuje ("Ultimatum" epatuje przemocą w umiejętny sposób), to filmową sytuację zaczynamy współodczuwać z samym Neesonem. Dawno żaden film akcji nie elektryzował widza w taki sposób.

"Ultimatum" to nie jest poziom takich hitów, jak pierwsza "Uprowadzona" czy "Non-Stop", ale najnowszy film w reżyserii Nimróda Antala nie tylko sprawnie czerpie ze sprawdzonych schematów, ale też nie powiela błędów swoich (nomen omen gorszych) poprzedniczek. Sztuka dla sztuki, film dla filmu, akcja jako pretekst dla Neesona walczącego o swoją ekranową rodzinę? W sumie raczej tak. Nihil novi, panie Neeson, ale to nic złego - póki panu się chce, to i my będziemy usatysfakcjonowani.

7/10

"Ultimatum" (Retribution), reż. Nimród Antal, USA 2023, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 25 sierpnia 2023 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy