"Ukrytą grę" Łukasza Kośmickiego ujmuje się w zbiorze kilku nośnych haseł: ostatni film wyprodukowany przez zmarłego tragicznie Piotra Woźniaka-Staraka, pierwsza koprodukcja polsko-amerykańska za ciężkie pieniądze, która ma szansę zawojować rynek i nośny szpiegowski thriller, gdzie fikcyjna historia naświetla wydarzenia historyczne. Oczywiście, to wszystko trochę na wyrost.
Symboliczne rozstrzygnięcie nuklearnego konfliktu wywołanego kryzysem w Zatoce Świń miało miejsce w Warszawie. Był rok 1962, Pałac Kultury i Nauki stał się areną zmagań zimnowojennego konfliktu Wschód-Zachód. Co ciekawe, do walki nie stanęły wojska światowych mocarstw, a dwóch naprawdę wybitnych szachistów. Za planszą, po której poruszały się czarno-białe pionki, usiadł wtedy Joshua Mansky - amerykański matematyk z błędnym spojrzeniem i rozwianym włosem oraz radziecki czempion Aleksander Gawryłow. Stawka tego szachowego meczu z dnia na dzień wydawała się coraz wyższa. Od rozstawienia wież, gońców, skoczków i pionów na planszy zależały losy podzielonego żelazną kurtyną świata.
Szachy od zawsze fascynują jako walka mózgów i osobowości, traktuje się je jako grę królewską, która łączy umiejętności sportowe, artystyczne, naukowe oraz przenikliwość analityczną. Kośmicki porywa się więc na wyjątkowo ambitny projekt z punktu widzenia dramaturgicznego, odwołujący się dodatkowo do wielkich historycznych tematów - wspomniany matematyk zostaje uprowadzony przez amerykańskie służby i wplątany w niebezpieczną rozgrywkę, która ma zapobiec blokadzie Kuby. Człowiek ten ni stąd, ni zowąd trafia do schronu ambasady USA w Warszawie. Do miasta, które wciąż podnosi się z kolan i jest nośnikiem żywego wspomnienia o powstaniu 1944 roku.
"Świat oszalał" - mówi grany przez Roberta Więckiewicza dyrektor Pałacu Kultury i Nauki, wracając pamięcią do koszmaru przeżytego podczas II wojny światowej. Lekcja historii w pigułce to jedno, lecz warto zadać sobie pytanie, czy Kośmicki odrabia na ekranie lekcję z kina gatunku? Na pierwszy rzut oka wszystko wypada tu efektownie - trzymające w napięciu sceny i kolejne niespodzianki wynikają z realnego konfliktu zbrojnego, a energia atrakcyjnego castingu i scenografia, która służy budowaniu spójnej atmosfery filmu, odpowiednio dawkują poczucie napięcia. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że ten "efekt wow" sprowadza się miejscami do nieudolnej kalki, która zamiast odświeżać, tylko powiela wzorce zza oceanu.
Nie oczekujcie od Kośmickiego precyzji rodem z dreszczowców "Made in USA". Intryga jest tutaj za grubymi nićmi szyta i pełna uproszczeń, natomiast stawka tytułowej gry, jak i splot wydarzeń, wydają się niezbyt przejrzyste. Skąd wziął się pomysł szachowego rozstrzygnięcia konfliktu między Wschodem a Zachodem? Dlaczego Sowieci eliminują kolejnych amerykańskich szachistów? I wreszcie - jaki jest cel tego wszystkiego? Kto szuka w tym wszystkim sensu, musi pogodzić się, że pewne wątki pozostają niestety w "Ukrytej grze" nierozszyfrowane.
Najdziwniejsza jest dla mnie jednak postać Mansky'ego (Bill Pullman) - geniusza matematycznego, którego mózg zaczyna wchodzić na wyższe obroty, o dziwo, tylko pod wpływem alkoholu. Żarty żartami, ale pod kolejnymi scenami bruderszaftów i tonięcia w gorzale, kryją się nie tyle dramatyczne i dosłowne skutki picia, co przepływy wrodzonego geniuszu i natchnienia. Pełna szklanka wcale nie oznacza tu egzystencjalnej pustki. U Kośmickiego picie bez hamulców i alkoholizm są raczej elementem zyskującym powab, przytrzymującym przy życiu i wzmacniającym wyjątkowość bohatera. Dzięki wylewaniu za kołnierz robi się luźniej, dowcipniej, w jego głowie zaczyna stykać. Trochę śmieszna, a trochę niezręczna i problematyczna wizja.
6/10
"Ukryta gra" [The Coldest Game], reż. Łukasz Kośmicki, Polska 2019, dystrybutor kinowy: Next Film, premiera kinowa: 8 listopada 2019