Jesse Armstrong po sukcesie "Sukcesji" powraca z filmem "Mountainhead", który ponownie wciąga widza w świat toksycznych relacji między bogatymi ludźmi na tle międzynarodowego chaosu. Czy warto obejrzeć nowość platformy Max? Niestety nie jest to tak dobra produkcja, jak wspomniany serial, ale warto docenić niektóre elementy.
- W obliczu międzynarodowego kryzysu, grupa zaprzyjaźnionych miliarderów postanawia spotkać się w odosobnieniu. Ich łączna fortuna to 371 miliardów dolarów. Poczucie winy? Równe zeru. Tak zarysowuje się fabuła filmu "Mountainhead" - przewrotnej opowieści o władzy, pieniądzach i braku odpowiedzialności w świecie, który właśnie się chwieje.
- W rolach głównych wystąpili: Steve Carell, Jason Schwartzman, Cory Michael Smith oraz Ramy Youssef. Za kamerą stanął Jesse Armstrong - siedmiokrotny zdobywca nagrody Emmy i nominowany do Oscara twórca "Sukcesji". To on napisał scenariusz, wyreżyserował i wyprodukował "Mountainhead".
- Film "Mountainhead" jest dostępny na platformie Max.
Zaliczam się do grona osób, które dwa lata temu ubolewały nad tym, że czwarty sezon "Sukcesji" będzie zarazem ostatnim. To bez wątpienia jeden z najlepszych współczesnych seriali - trzyma w napięciu od pierwszego do ostatniego odcinka, może poszczycić się znakomitą obsadą i mistrzowsko zrealizowanym scenariuszem. Twórca, Jesse Armstrong, powrócił, tym razem z filmem fabularnym. "Mountainhead" nie jest "Sukcesją", ale w pewnym stopniu wypełnia pustkę po tej wybitnej produkcji.
Czwórka zaprzyjaźnionych miliarderów spotyka się w tytułowej rezydencji położonej w górach Utah. Świat pogrąża się w coraz głębszym kryzysie, a istotną rolę odgrywa w nim platforma społecznościowa stworzona przez Venisa (Cory Michael Smith) o nazwie Traam. Właśnie wprowadził nową funkcję AI, zdolną generować realistyczne deepfake'i, co wywołuje lawinę globalnej dezinformacji. Tymczasem Jeff (Ramy Youssef), właściciel technologii pozwalającej na natychmiastową weryfikację faktów, stoi przed dylematem: zatrzymać narastający chaos czy wykorzystać przewagę jako kartę przetargową w walce o władzę. Pozostali bohaterowie to Hugo "Souper" (Jason Schwartzman), ekscentryczny właściciel willi, oraz Randall (Steve Carell), który skrywa przed resztą bolesny sekret - śmiertelną diagnozę. Gdy świat na zewnątrz traci grunt pod nogami, wewnątrz luksusowej rezydencji rozgrywa się zimna wojna intelektów i ego.
Jesse Armstrong już od pierwszych minut "Mountainhead" serwuje widzom wszystko to, za co pokochali "Sukcesję": intensywne, a zarazem naturalne dialogi, świat obrzydliwie bogatych ludzi ukazany w surowych barwach i bohaterów, których nie sposób polubić - choć z jakiegoś powodu wciąż chcemy śledzić ich losy. Venis, Jeff, Hugo i Randall teoretycznie są przyjaciółmi, w praktyce ich relacje opierają się na złośliwościach, porównywaniu osiągnięć i kompleksach, które z tego wynikają. Ich ego zbudowane jest na cyfrach na koncie, a to, co nazywają przyjaźnią, nie ma z nią wiele wspólnego.
"Mountainhead" to film niestety nierówny. Jesse Armstrong świetnie buduje napięcie w pierwszym akcie, ale nie potrafi go utrzymać. Na szczęście finałowa część na nowo przyciąga uwagę, a punkt kulminacyjny działa, choć mniej więcej w połowie seansu łatwo złapać się na tym, że ma się ochotę przerwać oglądanie.
Najlepiej wypada warstwa psychologiczna, wewnętrzne rozterki bohaterów i ich stopniowa eskalacja. Coraz częstsze doniesienia z mediów mają znaczący wpływ na każdego z nich. Nagły zwrot akcji zaskakuje, choć dla części widzów może wydać się kompletnie niepasujący do sytuacji. Według mnie był na tyle nieoczywisty i świeży, że wyrwał film z marazmu środkowego aktu. Ponadto Armstrong znowu z sukcesem stworzył oderwanych od rzeczywistości bohaterów, których łatwo znienawidzić. W jednej ze scen stają na szczycie wzgórza i krzyczą: "Manifestacja przyspieszonej realizacji celów". Brzmi absurdalnie i właśnie o to chodzi. Groteskowy dystans to znak rozpoznawczy Armstronga - świat tak absurdalnie odległy, że aż fascynujący.
Nie wspomniałam jeszcze o aktorstwie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Cory Michael Smith jako młody miliarder, który za nic nie bierze odpowiedzialności i z łatwością usprawiedliwia każde swoje niemoralne działanie. Steve Carell, Jason Schwartzman i Ramy Youssef są poprawni - dobrze odnajdują się w konwencji, choć bez większych fajerwerków.
"Mountainhead" nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak "Sukcesja", ale z łatwością zanurzyłam się ponownie w świat obrzydliwie bogatych bohaterów, z którymi nie mam nic wspólnego, a mimo to z ciekawością śledziłam ich kolejne, coraz bardziej groteskowe decyzje.
7/10
"Mountainhead", reż. Jesse Armstrong, USA. Data premiery: 1 czerwca 2025 r.
Czytaj więcej: Rola w cenionym serialu go wyniszczyła. Teraz chce ruszyć dalej