"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" [recenzja]: Wściekłość i wrzask

Frances McDormand w filmie "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" /materiały dystrybutora

Za Ebbing, miasteczkiem w stanie Missouri, wznoszą się trzy billboardy, na których widnieją zdania układające się w protest przeciwko bezradności lokalnej policji. To sprawka Mildred Hayes, matki zgwałconej i zamordowanej Angeli, której oprawca wciąż nie został odnaleziony.

Mildred, zołza nad zołzami, brawurowo grana przez Frances McDormand, odczuwa przemożną żądzę krwi. Gdyby była bohaterką filmu Quentina Tarantino, wynajęłaby czarnoskórych fachowców, aby zidentyfikowali i ujęli winowajcę, a potem torturowali go za pomocą kijów baseballowych i pił mechanicznych.

Film Martina McDonagha reprezentuje jednak trochę inny rodzaj kina. Chociaż nie brakuje w nim typowych dla twórczości Tarantino równie dosadnych, co błyskotliwych dialogów i nagłych wybuchów absurdu, to jest bliższy życiu, zwyklejszy, bardziej stonowany. To nie opowieść o zemście, tylko o bezsilności. O bezsilności i frustracji, której Mildred daje upust w zamaszysty i ekscentryczny sposób.

Wbrew temu, co sugeruje fabularny punkt wyjścia, film ten nie jest nawet kryminałem. Zagadka zbrodni pozostaje w nim drugorzędna, ważniejsza od niej okazuje się reakcja miejscowej społeczności na desperacki czyn Mildred. Dla szeryfa Willoughby'ego (Woody Harrelson), poczciwego twardziela, umierającego na raka, billboardy są powodem do niezadowolenia, ale i impulsem do działania; z kolei na przejawiającego tendencje do przemocy policjanta Dixona (Sam Rockwell), działają niczym czerwona płachta na byka. Ludzi przejętych sprawą jest znacznie więcej. Są wśród nich zarówno ci, którzy popierają bohaterkę, jak i ci, którzy uważają ją za mącicielkę i szkodnika.

Reklama

McDonagh - scenarzysta i reżyser, który zrealizował przedtem rewelacyjną komedię kryminalną "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj" i mniej udany postmodernistyczny wybryk "7 psychopatów" - daje tutaj popis narracyjnego kunsztu. W trakcie niecałych dwóch godzin seansu udaje mu się to, co twórcom seriali zajmuje przynajmniej jeden sezon: opowiedzenie o zamieszkującej niewielkie miasto zbiorowości. Ebbing jest pełne barwnych indywiduów, które wchodzą ze sobą w przeróżne interakcje; nawet drugo- i trzecioplanowe postacie mają wyraźnie zarysowaną osobowość, nie są bynajmniej statystami, anonimowymi figurami z papieru.

W malowniczym Ebbing krąży zła energia. Mleko się rozlało i nikt nie posprzątał bałaganu. Spirala pretensji nakręca się coraz bardziej, dochodzi do aktów wandalizmu i przemocy. McDonagh przygląda się poczynaniom bohaterów z lekkim, uprzejmym dystansem, bez świętego oburzenia czy poniżającej litości, o które łatwo byłoby w przypadku tak zwichrowanej i przykrej historii.

8/10

"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" (Three Billboards Outside Ebbing, Missouri), reż. Martin McDonagh, dystrybutor: Imperial - Cinepix, premiera kinowa: 2 lutego 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy