"Touch Me Not" [recenzja]: Dyskomfort

Kadr z filmu "Touch Me Not" /materiały prasowe

Nagrodzone Złotym Niedźwiedziem podczas festiwalu w Berlinie w 2018 roku "Touch Me Not" nie jest filmem stricte fabularnym. Debiut Adiany Pintilie zawiera także elementy dokumentu i reportażu. Całość skupia się na temacie ludzkiej seksualności i poczucia intymności. Film z pewnością przekracza kilka granic. Pytanie brzmi: czy razem z tymi odważnymi krokami idzie coś więcej?

"Touch Me Not" nie posiada fabuły w klasycznym rozumieniu tego słowa. Zamiast tego śledzi kilkoro bohaterów i przedstawia ich przemyślenia na temat seksualności. Także sama reżyserka w kilku momentach wypowiada się "do kamery", dosłownie otwierając się przed widzami. Chociaż wstawek dokumentalnych jest tu o wiele więcej, Pintilie nie ukrywa, że jej dzieło jest kreacją. Zaznacza to w otwarciu i zamknięciu, gdzie ekipa techniczna ustawia, a później rozmontowuje sprzęt filmowy.

Pomimo wskazania tej umowności, "Touch Me Not" jest filmem bardzo mocno oddziałującym na widza. Niektóre wrażenia zdają się być niemalże fizycznie odczuwalne. Dlatego też przez większość seansu dominuje wrażenie dyskomfortu. Pintilie potęguje je wprowadzając co chwilę nowe wątki - od opowieści bohaterów o zgłębianiu swej seksualności i tym samym poszukiwaniu spełnienia po wycieczki w miejsca, które niekoniecznie chcielibyśmy odwiedzić (na czele z klubem BDSM).

Reklama

W tym momencie należy jednak wrócić do pytania postawionego we wstępie: czy Pintelie dąży do jakiegoś celu (lub też poszukuje go, tak jak jej bohaterowie), czy też przekracza granice intymności i łączy różne formy filmowe tylko dla eksperymentu. Niestety, skłaniam się ku drugiej możliwości.

Reżyserka co chwilę wprowadza nowe postaci, w coraz to inny sposób bawi się materią filmu, często testuje wytrzymałość widza - i rozpędza się przy tym tak bardzo, że w końcu traci umiar. Jeśli na początku udało jej się wzbudzić zaciekawienie, to w pewnym momencie jej dzieło zaczyna nużyć, a później nawet irytować.

W rezultacie z odczuwanego dyskomfortu oraz kolejnych scen i wywiadów nie wynika nic; ewentualnie banały w rodzaju potrzeby akceptacji samego siebie. Trudno w pewnym sensie nie docenić odwagi reżyserki. Często przeistacza się ona jednak w brawurę zdolnego debiutanta, który nie wie kiedy przestać. Ostatecznie otrzymujemy dzieło podejmujące wile istotnych problemów (często w niecodzienny sposób), ale puste w swej wymowie.

4/10

"Touch Me Not", reż. Adina Pintilie, Rumunia, Bułgaria, Czechy, Francja, Niemcy 2018, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, polska premiera: 16 listopada 2018 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Touch Me Not
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy