​"Tomb Raider" [recenzja]: Na miarę czasów

Alicia Vikander w filmie "Tomb Raider" /materiały prasowe

By zobaczyć, jaką drogę w ciągu ostatnich dwóch dekad przeszło Hollywood, wystarczy porównać "Tomb Raidera" Simona Westa z "Tomb Raiderem" Roara Uthauga. Co prawda Larę Croft Angeliny Jolie i Larę Croft Alicii Vikander łączy zamiłowanie do broni, gimnastyczne zdolności i talent do pakowania się w kłopoty, ale w zwykłej rozmowie z pewnością by się nie dogadały. Podobnie jest z filmami o ich przygodach - nową i starą wersję dzieli od siebie mentalna przepaść.

To wynika z innego podejścia do adaptowanej gry - zamiast komputerowych fajerwerków postawiono bowiem na przygodową klasykę w duchu "Indiany Jonesa". Zmieniła się także kreacja głównej postaci. Wydekoltowana, arogancka panna w interpretacji Jolie miała bowiem stanowić atrakcję głównie dla zafascynowanych bohaterką mężczyzn. Zadziorna, ale i wrażliwa dziewczyna Vikander ma być inspiracją dla młodych kobiet. Nic więc dziwnego, że żądną przygód Larę, dla której ratowanie świata było dobrą zabawą, zastąpiła ta, dla której to odziedziczony po ojcu obowiązek - i odpowiedzialność, do której trzeba dojrzeć.

Reklama

Wzorem uznanego rebootu pecetowej serii z 2013 roku, w nowym "Tomb Raiderze" twórcy znacząco odmłodzili bohaterkę, cofając się aż do początku jej kariery jako poszukiwaczki przygód. Mimo upływu siedmiu lat od zaginięcia ojca (Dominic West), 21-letnia Lara (Alicia Vikander) wciąż nie potrafi pogodzić się z jego śmiercią. Współpracownicy Crofta już dawno uznali go za zmarłego, jednak zawzięta córka pod wpływem nowych informacji wyrusza na leżącą u wybrzeży Japonii wyspę Yamatai - ostatnie znane miejsce jego pobytu. W międzyczasie dowiaduje się, iż ojciec udał się tam, by chronić naznaczony klątwą grobowiec cesarzowej Himiko przed tajemniczą organizacją Trinity.

Niestety, wraz z towarzyszącym jej najemnikiem Lu Renem (Daniel Wu), Lara tuż po przybyciu na wyspę wpada w sidła pracującego dla Trinity Vogela (Walton Goggins). By się uwolnić i powstrzymać mężczyznę przed dotarciem do grobowca, spadkobierczyni rodu Croftów będzie musiała odkryć w sobie szereg zdolności, od skutecznych uników i podduszania, przez strzelanie z łuku, aż do dziesięciometrowych skoków ze stojących nad przepaścią samolotów. Równocześnie tropikalne warunki zaserwują jej przyspieszony kurs dojrzewania i godzenia się ze stratą. Osią "Tomb Raidera" jest przemiana bohaterki z nieradzącej sobie z przeciwnikami nastolatki do silnej i niezależnej kobiety. Dlatego nim Lara po raz pierwszy sięgnie po charakterystyczną dla siebie broń - łuk, minie trzy czwarte filmu.

Tym, co sprawia, że długą drogę Lary śledzimy z uwagą, jest świetna interpretacja Vikander. 29-letnia Szwedka nadaje swojej bohaterce znacznie większą głębię, niż Jolie, a do tego jest na tyle charakterna, urocza i zabawna, że w scenach akcji nie sposób oderwać od niej wzroku. Jednocześnie odważna i delikatna może stanowić kolejny po Wonder Woman wzór kreacji silnych kobiet we współczesnym kinie. Przyjemnie podziwia się również to, z jakim szacunkiem i empatią twórcy patrzą na Larę - i jak mało miejsca na ekranie zajmuje jej biust. Uthaug swoim filmem wyraźnie celuje nie w maniaków gier komputerowych, a w widzów spragnionych wyrazistych kobiecych bohaterek. Dlatego choć pod wieloma względami twórcy inspirowali się grą z 2013 roku (m.in. w kwestii lokacji, kostiumów i atmosfery), "Tomb Raidera" nie łączy z nią nic ponadto.

Wszystko byłoby jak należy, gdyby równie dużo uwagi przywiązano na etapie produkcji do scenariusza. Mimo że zrezygnowano z pastiszowego, lekko kiczowatego stylu filmów z Jolie, w zamian zaproponowano nam solidną, lecz zupełnie nieoryginalną i przewidywalną przygodówkę z banalnym czarnym charakterem i prostą fabułą. "Tomb Raider" to ten rodzaj filmu, który najprzyjemniej ogląda się przed telewizorem - wciągający, ale niewymagający szczególnej uwagi, emocjonujący, ale bez nadmiernego zaangażowania, z dobrą puentą, ale bez wartości, nad którymi moglibyśmy się zastanawiać po seansie. Słowem: film do popcornu. Choć udało się uniknąć oderwania od rzeczywistości i idiotycznych dialogów towarzyszących większości adaptacji gier, potok nielogiczności i ignorowanie praw fizyki skutecznie utrudniają zachwyt dziełem Uthauga. Nie wyróżnia się także strona wizualna - to, co w "Tomb Raiderze", widzieliśmy w kinie już zbyt wiele razy.

Nowa wersja kultowej gry zostawia widza z przeświadczeniem, że jej bohaterka zasłużyła na lepszy film. Choć jako wprowadzenie do większej opowieści dzieło Uthauga na ogół się broni, hollywoodzkie przeciętniactwo to za mało na postać kalibru Lary Croft. Nadzieję daje jednak epilog, otwierający drzwi do kilku nieźle zapowiadających się kontynuacji. Jeśli tylko Alicia Vikander zgodzi się powtórzyć swoją rolę, warto dać tej serii szansę. Potencjał jest, teraz tylko trzeba go wykorzystać.

6/10

"Tomb Raider", reż. Roar Uthaug, USA 2018, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 6 kwietnia 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tomb Raider 2018
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy