To miało być świetne polskie kino akcji. Co tu się wydarzyło?

Paulina Gałązka i Eryk Lubos w filmie "Diabeł" /Monolith Films /materiały prasowe

Małomówny komandos robiący porządki w skorumpowanym miasteczku, rodzinna tajemnica, piękna kobieta i walka z własnymi demonami. "Diabeł" ma wszystko, co powinien mieć rasowy film akcji. Problem w tym, że zamiast rodzimej "Uprowadzonej" i "Johna Wicka" (takie porównania stosuje sam dystrybutor) dostajemy chaos i irytująco niezgrabny gatunkowy miszmasz. Czy warto jednak poznać tego Diabła dla samego Eryka Lubosa?

Zabójczy komandos ma ksywkę Diabeł

"Samotny twardziel, jego wierny pies, tajemnicza piękność i dziesiątki trupów, czyli pełnokrwista opowieść o zemście, miłości i śmierci. Napędzany czystą adrenaliną film akcji, zrealizowany w ścisłej współpracy z weteranami jednostki wojskowej GROM" - czytamy w materiałach promocyjnych "Diabła". Brzmi świetnie i to powinno być w zwiastunie z głosem lektora z ery akcyjniaków, stojących na półkach wypożyczalni VHS. "One Man Against the Whole World". Eryk Lubos is...THE DEVIL! Słyszycie to w myślach? Ja tak! W końcu wychowałem się na kinie Jean Claude Van Damme'a i Sly'a Stallone. John Rambo w wydaniu polskim to coś, na co czekam niezmiennie od magicznych najntisów. Szczerze liczyłem, że oparty na powieści Roberta Ziębińskiego (który swoją drogą czuje gatunkowe kino świetnie) będzie właśnie takim rodzajem opowieści. Lubos z karabinem i psem vs prowincjonalni gangsterzy? Czego tutaj nie lubić?! Well...

Reklama

Były żołnierz GROM Max (Eryk Lubos) razem ze swoim przepięknym owczarkiem belgijskim żyje na odludziu. Armia była całym jego życiem i trudno mu sobie poradzić w świecie bez wojny, czającej się za każdym rogiem. Jedynym jego łącznikiem ze światem zewnętrznym pozostaje była komandoska Łabędź (Aleksandra Popławska), która teraz działa w prywatnym sektorze. Jest po prostu najemnikiem. To ona przynosi mu wiadomość o śmierci ojca, co powoduje, że Max będzie musiał porzucić swój odcięty od świata mikrokosmos. Max miał do rodzinnych Tarnowskich Gór wpaść tylko na chwilę, ale okazuje się, że wokół śmierci w rodzinie narasta coraz więcej tajemnic, które wyjaśnić Maksowi pomaga przyjaciel jego ojca Dworski (Krzysztof Stroiński).

Jesteśmy w męskim świecie archetypicznego komandosa milczka, więc szybko pojawia się też przy Maksie piękna i bystra Kaja (Paulina Gałązka). Lokalne gangusy z Tarnowskich Gór nie oglądały najwyraźniej pierwszego Rambo i nie wiedzą, że rozjuszony komandos to... zabójczy komandos. Ten na dodatek ma ksywkę Diabeł.

"Diabeł": reżyser nie potrafi zdecydować, jaki film kręci

Takie zawiązanie akcji doskonale nadaje się na kino akcji z czasów reaganizmu. Mamy oczywiście XXI wiek i dziś kino akcji ma twarz baletów śmierci Chada Stahelskiego ("John Wick") i skręca w mocno feministyczną stronę. Nie jest łatwo ze sobą ten eklektyzm połączyć.

Niemniej jednak ikona kina akcji, ociekających testosteronem lat 80. XX wieku, Sylvester Stallone potrafił w serii "Niezniszczalni" połączyć twardzieli tamtego specyficznego okresu z dzisiejszą wrażliwością. Debiutujący w pełnometrażowej fabule reżyser Błażej Jankowiak nie jest "Sylwkiem" i wcale tego od niego nie oczekuję. Problem w tym, że Jankowiak nie potrafi zdecydować, jaki film kręci.

Czy jest to typowy akcyjniak z mordobiciem, strzelaninami, wybuchami i grubo ciosanymi postaciami, pasującymi do tego rodzaju rozrywki, czy jednak "Diabeł" ma nam coś istotnego powiedzieć o problemach weteranów z syndromem stresu pourazowego?

Eryk Lubos nieraz grał już chropowatego twardziela, więc tutaj "jedzie na autopilocie". Nie mam z tym żadnego problemu. Kino akcji ma być oparte na charyzmie głównej gwiazdy i nie oczekiwałem, że Lubos będzie tu kimś innym niż dzikim zabijaką z twarzą podobną do Belmondo. Aktor grał już podobną rolę w "Zabić bobra" (2012) Jana Jakuba Kolskiego, gdzie wcielił się również w cierpiącego na PTSD weterana z Iraku i Afganistanu, który zaszył się gdzieś na uboczu. W manierycznym filmie Kolskiego cierpiał w ramionach nastolatki. Tutaj cierpi w ramionach nieco starszej dziewczyny. Tylko po co to cierpienie? 

Jeżeli cały film jest utkany z przerysowanych gangsterów (Karol Biernacki jako Zimny z aparycja albinosa wygląda nawet jak ktoś z bardzo zimnej krainy), rozwiązania fabularne są wyjęte z prostego kina akcji i główny czarny charakter ma finale minę jak senator Trent z "Wygrać ze śmiercią" ze Steven Seagalem, to po cholerę mi na końcu tablica z informacją o liczbie żołnierzy z PTSD pozostawionych samym sobie?

Czyli ten cały "Diabeł" to kino na poważnie? Ma mnie uczulić na to, że komandosi weterani są chodzącą tykającą bombą i nie mają odpowiedniej pomocy psychologicznej? No, ale przecież "Diabeł" miał mi dać czystą radochę oglądania kina zemsty, gdzie złoczyńcy trafiają na swoje Nemezis. Ja mam właśnie kibicować szaleństwom Maksa i jego owczarkowi, rzucającego się na krocze bandziorów z Tarnowskich Gór. Mam też radować się, że Popławska ze swoimi komandosami przybyła pomóc Lubosowi i zrobiła rozwałkę w mieście. Potem jednak twórcy chcą, bym miał refleksję na temat przemocy u weteranów. Serio? To jednak Lubos i Popławska nie powinni tyle strzelać? OK, Rambo też rozpłakał się w finale "Pierwszej krwi" Teda Kotcheffa. Tam jednak konsekwentnie prowadzono ten wątek. "Diabeł" natomiast wygląda jak "Rambo III", gdzie dywagacje o problemach psychicznych żołnierzy zostały zasypane piaskiem w Afganie, a w finale wraca do pierwszego Rambo opartego na książce Davida Morrella.

Albo bawimy się kinem akcji, albo robimy je na poważnie

Ktoś napisał, że "Diabeł" to połączenie "Johna Wicka" z kinem Pasikowskiego. Mam wrażenie, że twórcy filmu właśnie chcieli takiego połączenia dokonać. Tego jednak zrobić się nie da. Albo bawimy się kinem akcji, nie zapominając o autoironii i samoświadomości gatunkowej, albo robimy je na poważnie, jak Władysław Pasikowski, już nawet nie w genialnych "Psach", ale w czasach "Operacji Samun".

Maciej Pieprzyca w ostatnim czasie pokazał, że kino akcji z dobrymi scenami jest w Polsce możliwe. W netflixowym "Idź, przodem bracie" zdecydowano się jednak na konsekwencję narracyjną, w której w końcu odnalazł się Piotr Witkowski, kreowany od jakiegoś czasu przez Netfliksa na polskiego Van Damme'a. Tyle, że Pieprzyca to świetny rzemieślnik, który wie, czego chce. 

W "Diable" kocioł z niepasującymi do siebie elementami kina akcji jest podkręcony zbyt mocno. Bo nikt nie wie, czy Diabłowi mamy kibicować czy współczuć.

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Diabeł (2024)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy