"Tarapaty" [recenzja]: Przyjaźń za jeden uśmiech
Czterdzieści lat temu inspirowane "Wakacjami z duchami" i "Panem Samochodzikiem" "Tarapaty" pewnie utonęłyby w morzu podobnych produkcji. Dziś są projektem nietypowym: kinem familijnym w starym stylu, w którym liczą się przede wszystkim dwa słowa: przyjaźń i przygoda. Chociaż czasy zmieniły się diametralnie, film Marty Karwowskiej udowadnia, że analogowa szkoła opowiadania historii sprawdza się nawet w cyfrowej rzeczywistości.
Jak przystało na wakacyjną opowieść, w "Tarapatach" wszystko kręci się wokół skarbu. A konkretniej: namalowanej ręką Pabla Picassa syrenki, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach niedługo po jej stworzeniu. Na trop malowidła wpada 12-letnia Julka (Hanna Hryniewicka), która zamiast obiecanego wyjazdu do rodziców w Kanadzie, ląduje w domu nieuprzejmej ciotki (Joanna Szczepkowska). Tam poznaje niesfornego Olka (Kuba Janota-Bzowski) i jego nieodłącznego towarzysza - psa Pulpeta. By uchronić dzieło Picassa przed kradzieżą, dzieci razem stawią czoła szajce złodziejek, gburowatemu miłośnikowi cukierków ananasowych i całej bandzie bezradnych dorosłych.
Łatwo zauważyć, że "Tarapaty" w tej samej mierze, co filmem przygodowym, są kryminałem. Intryga, oparta na prawdziwej historii o wizycie Pabla Picassa w Polsce, jest wyjątkowo ciekawa i zabawna, a puenta co najmniej zaskakująca. Oczywiście, w debiucie Karwowskiej pojawiają się też elementy, bez których trudno sobie wyobrazić dobre kino gatunkowe: mroczni nieznajomi kręcący się wokół kamienicy, mapa prowadząca do skarbu, grupka podejrzanych, opuszczony budynek i ukryta piwnica. Twórcy pamiętają jednak, że ich głównym odbiorcą są dzieci, więc przerażające sceny rozładowuje zawsze potężna dawka humoru.
Główną siłą komediową "Tarapatów" są do skrajności przerysowane postaci dorosłych. Krzykliwy Szef Piotra Głowackiego czy wiecznie niezadowolona Ciotka Joanny Szczepkowskiej, chociaż namalowani grubymi kreskami, rozbawią zarówno młodszych, jak i starszych miłośników kina familijnego. Jeszcze śmieszniejsze są Pulchna (Maria Maj) i Chuda (Jadwiga Jankowska-Cieślak) - dwie nienajmłodsze złodziejki, które z Julki i Olka nie spuszczają oka. Ci bohaterowie to nie jedyne mocne punkty dzieła Karwowskiej. Mimo że "Tarapaty" są produkcją w duchu polskich filmów z lat 70. i smartfonów tu nie uświadczymy, piękne zdjęcia, wspaniała muzyka, przewrotne postaci i dynamiczny finał powinny przyciągnąć uwagę nawet najgorliwszych fanów Minecrafta.
Na nieszczęście, bardzo tradycyjne są również problemy, z którymi mierzą się "Tarapaty" - wadliwe aktorstwo i niedopracowany scenariusz, czyli bolączka sporej części polskich komedii. O ile wspomniani Piotr Głowacki i Joanna Szczepkowska nie mają kłopotu z uwiarygodnieniem swoich postaci, o tyle duet Maj - Jankowska-Cieślak czy wcielająca się w opiekunkę Roma Gąsiorowska czasami gubią się w za słabo zarysowanych charakterach swoich bohaterek. Z kolei młodszym aktorom być może zrzucono na barki zbyt duży ciężar, bo, szczególnie w scenach dramatycznych, brakuje im naturalności. Sporych dziur logicznych czy zbyt dosłownych dialogów nawet nie warto wytykać, łatwo zauważycie je sami.
Ważniejsze jest jednak to, że "Tarapatom" udaje się odtworzyć niezwykły klimat dzieciństwa w świecie sprzed tabletu i Angry Birds. Twórcy przenoszą nas o kilkanaście(dziesiąt?) lat wstecz tak skutecznie, że nawet większe mankamenty tracą znaczenie. Wraz z zeszłorocznym "Za niebieskimi drzwiami" i nieco starszym "Magicznym drzewem" film Karwowskiej może być zapowiedzią nowych, lepszych czasów dla polskiego kina familijnego. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki, a swoim dzieciom zafundować wakacyjną wyprawę z Julką, Olkiem i Pulpetem.
6/10
"Tarapaty", reż. Marta Karwowska, Polska 2017, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 15 września 2017 roku.