"Szukając Vivian Maier" [recenzja]: Kobieta za kamerą
Świat usłyszał o niej pięć lat po jej śmierci. John Maloof stanął na głowie, by wznieść ją na piedestał. Kim jest Vivian Maier? Zwyczajną nianią? A może światowej sławy fotografką? Kobietą o dwóch twarzach czy pękniętej tożsamości?
Historia Vivian Maier przypomina nieco dokument o Sugar Manie Malika Bendjelloula - opowieść o nierozpoznanym, neurotycznym artyście, którego talent został przedstawiony światu przez przypadek. Podobnie jak Bendjelloul, Maloof nie jest profesjonalnym dokumentalistą, który w pocie czoła szuka tematów i bohaterów kolejnych filmów, ale człowiekiem, któremu Vivian, jak gwiazdka, spadła z nieba. I spełniła niewypowiedziane życzenia.
Losy Maloofa przecięły się z losami Vivian na jednej z chicagowskich garażowych aukcji. John pojawił się na niej z zamiarem kupienia starych fotografii miasta. Na ulicę wyszedł z pudłem negatywów, w jakich Maier zaklęła uśmiechy przechodniów, ciekawskie spojrzenia dzieci, lęk w oczach dorosłych, zwyczajne sytuacje i groteskowe miny.
Niektóre z fotografii przypominają niepokojące portrety Diane Arbus; w innych jest lekkość z jaką młody Stanley Kubrick fotografował życie nowojorskich ulic dla "Look Magazine" w latach 40. Zdjęcia Maier dowodzą, że miała wyczucie przestrzeni, światła i architektury. Była wrażliwa na ludzki dramat; dostrzegała absurdy życia i miała poczucie humoru. Skoro jednak była tak dobra, dlaczego jej nazwisko nie jest wymieniane na równi z innymi? To pytanie, czy raczej ciążący brak jasnej odpowiedzi na nie, skłania Maloofa do realizacji dokumentu i rozpoczęcia własnego śledztwa. Niekiedy prowadzi ono donikąd, innym razem wiedzie tylko na manowce, czasem łudzi obietnicą ujawnienia prawdy.
Maloof świetnie prowadzi narrację, wciąga widzów w świat, który odkrywa też przed sobą. Losy Vivian raz przypominają niezły thriller, czasem ocierają się o melodramat, mają w sobie elementy typowego amerykańskiego horroru. Maloofowi w znakomity sposób udaje się stopniować napięcie. Szuka śladów Vivian w jej nagraniach na kasetach magnetofonowych, zapiskach na starych biletach. Zwykle dzwoni pod dawno odłączone numery telefoniczne, udaje mu się jednak odnaleźć też ludzi, dla których Vivian pracowała jako niania. Z ich opowieści i wspomnień stara się wyłuskać prawdę, naszkicować portret osoby, której nigdy nie poznał. Czy nie jest jednak tak, że solidarnie mogą za nią stanąć wyłącznie jej zdjęcia? Vivian zaklinała w nich swoją rzeczywistość; ujawniała w nich percepcyjną wrażliwość.
Maloof uparcie stara się znaleźć człowieka, dostrzec jego złożoność, wady i zalety, neurozy i pragnienia. Sam wyrusza w podróż i chce, byśmy uwierzyli, że Vivian wpłynęła na jego dojrzewanie tak, jak na losy swoich podopiecznych. Jako niania zabierała dzieci na spacery, pokazywała im świat, zamykała go w ramach własnych kadrów. Nie zgadzam się z tezą, że obrazy bez słów nie mają znaczenia. Czasem najciekawsze są te, do których można sobie dopowiedzieć własną historię. Zauroczyć się nią, wzruszyć i oburzyć tak, jak robiła to Vivian. Patrzyła na świat zza kamery swojego aparatu, zza roku ulicy, zza szyby, z ukrycia; i odsłaniała przed nami gamę emocji, którym nie można się nie poddać.
7/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Szukając Vivian Maier" ("Finding Vivian Maier"), reż. Charlie Siskel i John Maloof, USA 2013, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 9 maja 2014 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!