Reklama

Szachy z braćmi Kliczko

"Klitschko", reż. Sebastian Dehnhardt, Niemcy 2011, dystrybutor: Vivarto, premiera kinowa: 8 września 2011

Oglądanie dokumentu "Klitschko", który przedstawia historię ukraińskich braci - bokserskich mistrzów świata - jest doświadczeniem porównywalnym z telewizyjną transmisją ich kolejnych walk. Widz od początku wie, jak skończy się ten pojedynek.

Aby nakręcić autentycznie szczery film o boksie, nie wystarczy być fanem pięściarstwa, trzeba być jeszcze - a może przede wszystkim - dobrym reżyserem. Martin Scorsese przed przystąpieniem do realizacji "Wściekłego byka" - przełomowego filmu, wyznaczającego nowe podejście do filmowania sportu w kinie - nie miał zielonego pojęcia o boksie. Mimo to udało mu się pokazać fascynującą przestrzeń ringu w sposób niespotykany we wcześniejszych filmach. Reżyser "Klitschko" (dlaczego polski dystybutor zdecydował się na zachowanie oryginalnego tytułu, będącego niemiecką transkrypcją nazwiska Kliczko, pozostanie jego słodką tajemnicą) - NIemiec Sebastian Dehnhardt - może i jest doświadczonym twórcą telewizyjnym, jednak jego dokument o braciach Kliczko nie wykracza poza telenowelowy schemat sportowych biografii.

Reklama

Jedno trzeba przyznać - zadania niemiecki reżyser nie miał łatwego. Ukraińscy mistrzowie od lat uchodzą za wzór sportowej elegancji; łatwości, z jaką zwycięsko wychodzą z kolejnych obron mistrzowskich pasów, towarzyszą jednak utyskiwania bokserskich specjalistów, narzekających na brak sportowych emocji podczas walk z udziałem braci Kliczko. Kiedy James Toback przystępował do realizacji dokumentu o Mike'u Tysonie, miał w ręku samograj: wycisnąć z historii braci Kliczko interesujący materiał, było już o wiele trudniejszym zadaniem. To tak jakby próbować zaprosić Tomasza Adamka do występów w "Tańcu z gwiazdami".

Denhardt postawił na opowieść rodzinną. Relacje obydwu braci z mamą Nadieżdą i ojcem Władimirem stanowią tu kluczową linię dramaturgiczną. Mama pełni funkcję opiekuńczą - to do niej jeden z Kliczków, sekundujący w ringu drugiemu z braci, dzwoni tuż po zakończeniu walki, by poinformować ją o przebiegu pojedynku. To Nadieżda Kliczko zabroniła swym synom kiedykolwiek krzyżować rękawice na pięściarskim ringu. Ojciec jest tu wychowawcą - w jednej z licznych rodzinnych opowieści wspomina, jak uczył swych synów zasad przetrwania w szkolnych warunkach. "Jeśli kiedykolwiek wdasz się w bójkę, musisz zakończyć ją jako zwycięzca" - wspomina swą ojcowską radę.

Są wreszcie więzy braterskie. Jak z klasycznej hollwyoodzkiej opowieści. "Żaden z naszych przeciwników nie zna naszej najtajnieszjej broni. Zawsze musi pokonać obydwu braci" - mówi na początku filmu Władymir. Kiedy jeden z braci walczy na ringu, drugi wspiera go w narożniku. Pamiętacie "Fightera" Davida O.Russella z oscarową rolą Christiana Bale'a? Scenariusz opowieści o bokserskich przygodach braci Kliczko zawiera te same zwroty akcji. Tylko czekać, kiedy jeden z bohaterów filmu zacznie opowiadać o pierwszej braterskiej kłótni. Fani boksu będą jednak rozczarowani, jak mało w dokumencie "Klitschko" prób dotarcia za kulisy sportowej rywalizacji. W obrazie Dendhardta znajdziemy co prawda ciekawe wspomnienia pierwszego trenera Kliczków, próbującego scharakteryzować unikalny styl boksowania każdego z braci, jednak dokument "Klitschko" w przeważającej mierze bazuje na telewizyjnych transmisjach ich kolejnych walk. Kto ciekaw, mógł sobie sprawdzić wszystko na YouTubie.

NIewątpliwym atutem dokumentu są jednak archiwalia. Poza fotografiami z rodzinnego albumu w "Klitschko" znajdziemy też wiele amatorskich nagrań z młodości obu braci. Najciekawsze z nich pokazuje Witalija jako członka radzieckiej drużyny bokserskiej na pierwszym tournee po Stanach Zjednoczonych. Prawdziwym rarytasem jest jednak materiał z domu słynnego promotora Dona Kinga, który chciał podpisać kontrakt ze wschodzącymi gwiazdami zawodowego boksu. Witalij wspomina moment, w którym King podszedł do pianina i ze swobodą zaczął grać fragment "Don Giovanniego" Mozarta. Kliczko przypadkowo zauważył jednak, że King tylko symuluje; muzyka, którą słyszał, była bowiem odtwarzana. "Nie podpisaliśmy z nim kontraktu. Szybko zauważyliśmy, że nie jest człowiekiem godnym zaufania" - skwitował wizytę u Kinga starszy Kliczko.

Co jednak, poza brakiem realizacyjnego wigoru, razi najbardziej w dokumencie o Kliczkach, to całkowita jednostronność filmowej opowieści. Żaden z pogromców braci - poza Lennoksem Lewisem - nie został poproszony o komentarz do ringowych potyczek z Kliczkami. W efekcie obraz braci , który otrzymujemy, jest tak nieskazitelnie czysty, że staje się nieznośnie nudny. Zwłaszcza, że bohaterowie, mimo iż są niezwykle kulturalnymi i miłymi ludźmi, nie przejawiają ani krzty medialnej charyzmy (posłuchajmy, jak ciekawie opowiada o boksie Lennox Lewis, a zrozumiemy dlaczego ten film nie mógł się udać). "Możesz wyćwiczyć swój mózg tak samo jak ćwiczysz swoje mięśnie" - mówi w jednej z końcowych ujęć filmu Władymir, porównując pięściarski pojedynek do partii szachów. Dendhardt aranżuje więc na koniec szachowy pojedynek obu braci. To wielce symboliczna scena. Reżyser zwizualizował bowiem odczucia wielu widzów bokserskich pojedynków braci Kliczko. Niby skutecznie nokautują swych rywali, jednak cały czas mamy wrażenie, że tylko elegancko dają mata.

6/10


Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: boks | dokument
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy