"Swingersi": Para pozna parę [recenzja]
Miało być ekscytująco i z pieprzykiem, wyszło jak zawsze: zachowawczo, nieśmiesznie, nudno, bez puenty. "Swingersi" Andrejsa Ēķisa idealnie wpisują się w model polskich komedii romantycznych. Kto liczył na niespodziankę na miarę "(Nie)znajomych", ten wyjdzie z kina zawiedziony.
Dorota (Ilona Ostrowska) postanawia wprowadzić nieco perwersji do małżeńskiego pożycia z Andrzejem (Krzysztof Czeczot). Mimo niechęci męża kobieta decyduje się odpowiedzieć na ogłoszenie zamieszczone w portalu dla swingersów. Tak oto po godzinie w ich mieszkaniu zjawią się zblazowany gwiazdor telewizyjny Fabian (Michał Koterski) i influencerka Iwona (Joanna Liszowska). Z kolei w innej części miasta kucharz Bartek (Antoni Królikowski) odkrywa na swoim balkonie półnagą Sylwię (Barbara Kurdej-Szatan), która trafiła tam po nieudanej schadzce ze swoim kochankiem. Szybko okazuje się, że jej wybawca także ma problemy sercowe.
Fabuła jest pretekstowa. Stanowi punkt wyjścia dla aktorskiej szarży i kolejnych gagów. Jedno i drugie wychodzi słabo. Koterski bawi się świetnie w roli głośnego i niezbyt lotnego prezentera, ale jego nastrój raczej nie udziela się widzom. Liszowska i Ostrowska nie wychodzą poza role, które od długich lat odgrywają w serialach telewizyjnych. Z głównego wątku najlepiej sprawdza się Czeczot. Wypada wiarygodnie i czasem nawet zabawnie jako mąż-przegryw i facet, który chce zaimponować nowo poznanej kobiecie. Niestety, często przegrywa walkę ze scenariuszem, z którego (mimo dobrych chęci) nie udaje mu się nic wycisnąć. Niełatwo jednak o aktorski sukces, gdy trzeba uwiarygadniać gagi w stylu "mąż ekscytuje się grą wideo, a żona myśli, że on się onanizuje".
Nieco lepiej wypada wątek Bartka i Sylwii - jest krótszy i ma jasny konflikt: przypadkowi znajomi są wściekli na swoje drugie połówki. Królikowski raz jeszcze (po "Bad Boyu" Patryka Vegi) ratuje produkcję swoją rolą, zręcznie balansując na granicy przerysowania. Niestety, tę zupełnie przekracza Tomasz Oświeciński, który wpada na scenę nieco później. Nie jest to portret rysowany aż tak grubą kreską, jak w "Kobiecie sukcesu", ale aktor wciąż wypada niewiarygodnie.
Oba wątki w ogóle się nie kleją. Ich bohaterowie nie dzielą ze sobą nawet jednej sceny. Poza tym historie przeplatają się w niejasny sposób. Teoretycznie zastosowany jest montaż równoległy, jednak w rezultacie na początku filmu przeskakujemy zupełnie niezrozumiale między dniem i wieczorem. Późniejsze przejścia, chociaż w miarę utrzymują jedność czasu, często zupełnie psują dramaturgię.
"Swingersi" nie są na szczęście drogą przez mękę rodem z "Kaca Wawy", w filmie roi się jednak od wątków aż proszących się o rozpisanie. Spotkanie pary celebrytów z małżeństwem żyjącym od wypłaty do wypłaty daje aż nadto okazji do komedii o różnicach klasowych. Ēķis początkowo zupełnie nie korzysta z tych możliwości, zadowalając się obscenicznymi krzykami i sporadycznymi wulgaryzmami. Gdy w końcu pojawiają się tematy proszące się o komentarz, idzie po linii najmniejszego oporu. Jeśli mamy parę gejów, to obaj muszą być przewrażliwieni i zniewieściali. Z kolei pod koniec reżyser kieruje opowieść na poważniejsze tory, zawiązując część wątków na zasadzie "może żyli długo, ale raczej nieszczęśliwie". Nijak nie wynika to z treści filmu. Historie te zostają przynajmniej zamknięte, kilku innych bohaterów zostaje zaś porzuconych w połowie drogi i nie dowiadujemy się, czy wynieśli jakąkolwiek lekcję ze swoich przeżyć.
Ostatecznie "Swingersi" okazują się filmem zupełnie nijakim, niewzbudzającym jakichkolwiek emocji. Pisane na jedno kopyto gagi zaczynają szybko nużyć, a aktorzy otrzymują do zagrania niewdzięczny materiał, z którego niewiele da się wyciągnąć. Realizacja przypomina bardziej serial telewizyjny niż film kinowy. To wszystko jest już standardem w rodzimych komediach romantycznych - "Swingersi" wydają się najbardziej szablonową z takich propozycji.
3/10
"Swingersi", reż. Andrejs Ēķis, Polska/Łotwa 2020, dystrybucja: Mówi Serwis, premiera kinowa: 28 lutego 2020