Reklama

"Spring Breakers": Wiosna wkoło

"Spring Breakers" jest jak pierwszy podmuch wiosny - szalonej i euforycznej, jak przebiśnieg - tyle że w kształcie spluwy, jak wiosenny deszcz - lejącego się z nieba alkoholu.

Film Harmony'ego Korine'a to lekarstwo na dwie największe współcześnie fobie - starość i monotonię. Nie ma nic gorszego i w życiu, i w kinie. W "Spring Breakers" tego nie zaznacie, bo młodociane bohaterki doskonale zdają sobie sprawę, jak spożytkować czas na tej skąpanej w słońcu planecie. Oczywiście tak, jak nauczyła je popkultura.

"Wyobraź sobie, że to gra wideo, pieprzony film" - z takim hasłem na ustach cztery diabelsko seksowne i bardzo młode dziewczęta wyruszają na tytułową "wiosenną przerwę" do ziemi obiecanej młodości - na Florydę. Tutaj koszulki noszą tylko lamusy, staniki służą temu, żeby je zrywać, a wszelkiej maści rurki, słomki i przewody przydatne są jedynie wtedy, kiedy wypełnia je alkohol. To musi się źle skończyć.

Reklama

Bezwstyd młodości i pęd ku zagładzie splatają się tutaj w ciasnym ucisku i wspólnym krokiem idą naprzeciwko nudzie i powinnościom. Korine brutalnie popycha swoje bohaterki w dorosłość, transformując je z pogrywających z systemem lolitek w pełni świadome swoich decyzji kobiety, ale forma, w jaką ten proces ujmuje, jest lekka i teledyskowa. Dzięki takiej strategii obraz trafia we właściwe rejestry - wyrobionym widzom oferując grę z filmowa konwencją, a amatorom "momentów" zapewniając rozkoszne chwile w kinowym fotelu.

Kilkoma scenami z filmu jeszcze na długo będzie żył Internet. Majstersztykiem jest ta, w której James Franco jako bandzior megaloman w akompaniamencie Vanessy Hudgens, Rachel Korine i Ashley Benson wykonuje szlagier Britney Spears "Everytime" na fortepian. Trzeba przyznać, że żadna z piosenek idolki nastolatek poprzedniej dekady nie powodowała dotąd takich ciarek na plecach.

Sam zresztą wizaż Jamesa Franco zasługuje na osobne wyróżnienie. Aktor z wdzięcznego przystojniaka zamienia się w wyjętego z teledysku do rapowanego "kawałka" gangstera, który giwerą włada w równym stopniu, co wdziękiem. Nie sposób przejść obojętnie nad sceną, w której oddaje się rozkoszy, przyjmując do ust dwie "spluwy". To jeden z najciekawszych obrazów fem-dominacji we współczesnym kinie.

Bo w "Spring Breakers" władzę dzierżą kobiety. Na każdym poziomie. Główne bohaterki praktycznie każde narzędzie potrafią wykorzystać jako broń, z niewinnych istotek zamieniając się w okrutne bestie, które pojęcie moralności zostawiły razem z bielizną w szafie. Taką przemiany przeszły też wcielające się w nie aktorki z dziecięcych gwiazdek Disneya ewoluując do pełnoprawnych aktorek, które jednym tylko skinieniem palca zaskarbiają sobie całą uwagę widza. Pod ich naporem ekran skrzy się w każdej sekundzie projekcji, by na końcu rozświetlić się jak supernowa. Jest na co popatrzeć.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Spring Breakers", reż. Harmony Korine, USA 2012, dystrybutor: ITI Cinema, premiera kinowa 5 kwietnia 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy