"Sound of Metal": Między zgiełkiem a ciszą [recenzja]

Kadr z filmu "Sound of Metal" /materiały prasowe

Tym co czyni "Sound of Metal" filmem wyjątkowym, nie są ciężkie gitarowe brzmienia, jak sugerowałby tytuł, ale niezwykle sugestywne ujęcie utraty słuchu.

Ruben coraz mocniej zaciska dłonie na pałeczkach, ze ściany wzmacniaczy wydobywa się ciężki, wolny riff, który z czasem zamienia się we wstrząsy sejsmiczne. Atmosfera jest gęsta, efektu dopełnia gwałtowny, brzmiący nisko wokal, wszystko razem tworzy przytłaczającą, zagłuszającą myśli ścianę dźwięku. Tuż przed pierwszym, masywnym uderzeniem w bębny, zgiełk na scenie przecina nagle nieznośna, złowroga cisza. Muzyka milknie, co jakiś czas w głowie Rubena pojawiają się tylko niewyraźne, stłumione jak pod wodą smugi dźwięków. Zdezorientowany muzyk, perkusista dobrze zapowiadającej się kapeli z pogranicza metalu, noise'u i hardcore'u - z dnia na dzień, z godziny na godzinę - zaczyna tracić słuch.

Nagły zanik słuchu nie jest dla Rubena zrządzeniem losu, ale jego okrutnym kaprysem, niesprawiedliwością. Muzyka to dla niego coś więcej niż kariera, to paliwo napędowe i niezbędny element życia. To właśnie dzięki muzyce Ruben poznał swoją dziewczynę Lu, razem założyli zespół, który pozwolił mu pokonać nałóg i znaleźć równowagę. Tymczasem życie, które dotąd znał nieoczekiwanie się zawala. Lekarze wyrokują, że lepiej już nie będzie, że będzie już tylko gorzej - radzą mu jak najszybciej się z tym oswoić i nauczyć się żyć w nowej sytuacji. Nie dziwi więc, że pierwsza reakcja Rubena na zatrważająco głęboki ubytek słuchu ma tonację pretensji, skargi, lamentu, wyraża bezmierną rezygnację człowieka, który nie może pogodzić się ze swoim losem i samym sobą.

Reklama

Jak uchwycić gorycz i bezradność człowieka, który uczy się być osobą niesłyszącą i zmusić widza, żeby choć przez chwilę wszedł w jego buty? Za pomocą jakich środków opowiedzieć o przełamywaniu bariery wstydu, ograniczeń i ogromnym wysiłku godzenia się z tym, co nieuniknione, a czego nie są w stanie wyrazić słowa? Zadania tego w swoim fabularnym debiucie podjął się Darius Marder. Intencją reżysera jest zapewnienie widzowi możliwie najbardziej immersyjnego i bliskiego odczucia utraty słuchu. Istotne jest wobec tego nie tyle zrozumienie Rubena, ile doświadczenie jego doświadczenia, wczucie, postawienie się w jego miejscu. Poddanie się próbie uczuć, którą bohater przechodzi.

"Sound of Metal" uzmysławia widzom coś znacznie ciekawszego niż fantazje o głuchocie - proponuje bezpośrednie doznanie poznawczego szoku. Warstwa dźwiękowa filmu zbudowana jest na nienaturalnych odgłosach, potęgujących poczucie dyskomfortu, niezręczności, emocjonalnego oszołomienia, które sprawiają, że jesteśmy w stanie usłyszeć to, co słyszy okaleczony bohater. Szum i pisk metalicznie dzwonią w uszach, towarzyszy im dudnienie, przytłumione i nieczytelne głosy, aż następuje niemal całkowite zatracenie w ciszy. Efekt jest piorunujący - razem z Rubenem odkrywamy to, co nieznane, próbujemy tę sytuację zrozumieć i zaakceptować. Rozwijamy zdolności patrzenia na świat w inny niż dotąd sposób.

Jest więc "Sound of Metal" opowieścią nie tyle o tragedii, bólu, cierpieniu, traumie, utracie kontaktu z otaczającym światem, co pilnej konieczności przewartościowania życiowych planów i priorytetów. Ruben na prośbę ukochanej decyduje się na pobyt w zamkniętym ośrodku dla niesłyszących, tam uczy się znaków języka migowego, odbywa ćwiczenia z cierpliwości i odnajdywania w sobie spokoju. Ale przede wszystkim poznaje ludzi, którzy nie traktują głuchoty w kategoriach kalectwa, słabości czy upokorzenia, twierdzą za to, że w głuchocie kryje się łaska i siła.

Oczywiście utożsamienie się z taką filozofią nie jest łatwe, Ruben jak każdy normalny człowiek będzie z początku desperacko szukał sposobu na odzyskanie dawnego życia. Marder wie, jak zbudować na tej podstawie dramaturgię i zobrazować wewnętrzną walkę bohatera, umie przykuć uwagę i zagęścić emocje, choć znam i takich, którzy twierdzą, że próbuje on usilnie przekonać widza, żeby "pokochał" kłody ciskane przez los pod nogi. Może i coś w tym jest, ale ja bym się tak bardzo nie czepiał. Nie doszukuję się w "Sound of Metal" tonu kazania, moralitetu, tym bardziej nie widzę tu przestrogi dla fanów tytułowego gatunku i zmuszenia ich do zerwania z "uzależnieniem" od ciężkiego brzmienia. Film Mardera działa na mnie jako - wybaczcie banał, ale on się tutaj dobrze tłumaczy - rzecz o wydarzeniach zmieniających bieg życia. Niewykluczone, że w ciągu najbliższych miesięcy występujący tu w głównej roli Riz Ahmed dorobi się na tym Złotego Globu i Oscara.

7,5/10

"Sound of Metal", reż. Darius Marder, USA 2019, dystrybucja: M2Films, premiera: 5 marca 2021 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sound of Metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy