Reklama

Śmiech nie zawsze jest to pusty

"Jeż Jerzy", reż. Jakub Tarkowski, Tomasz Leśniak, Wojtek Wawszczyk, scen. Rafał Skarżycki, Polska 2011, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa 11 marca 2011 roku.

Nie wiem, czy wiecie, ale to było kiedyś tak: najpierw trzeba było poprosić mamę, żeby kupiła wam w kiosku "Tytusa, Romka i A'Tomka", potem trzeba było ją jeszcze przekonać, że latające żelazko na okładce nie wypaczy waszej kilkuletniej psychiki. Potem chodziło się do starszych kuzynów, którzy w okresie, gdy wam wolno było czytać tylko "Kaczory Donaldy", mieli ten luksus, że kupowali magazyn "Komiks", a także niepowtarzalne, i nie bójmy się użyć tego słowa, kultowe teraz komiksy Tadeusza Baranowskiego. Potem, niezauważenie pojawił się pierwszy, bardzo nieśmiały, meszek pod nosem, pierwsze wydanie "Supermana", "Sonic Youth" w jakimś nocnym radiowym programie, a także lata 90. XX wieku.

Reklama

Gdy w głowach mojego pokolenia kiełkowały właśnie takie rzeczy, urodził się także Jeż Jerzy. Teraz trafił do kin. Więc widzu: jeżeli nie masz pojęcia o komiksie lat 80. i 90. w Polsce, to nie martw się - "Jeż Jerzy" nie jest hermetycznym działem dla komiksowych geeków. A teraz jeszcze lepsza wiadomość: jeśli jesteś komiksowym geekiem, przyszły widzu "Jeża Jerzego", to ten film także cię nie rozczaruje. Jerzy uszedł spod gilotyny politycznej poprawności.

Jeż Jerzy urodził się schizofrenikiem - mało kto pamięta, że na samym początku pojawiał się równocześnie w magazynie skate'owym "Ślizg", gdzie rzucał ku***wami, doił browary i sikał po kątach, a równocześnie w "Świerszczyku" grzeczny (gdyby miał włosy, a nie kolce, to pewnie także uczesany) bawił dzieci sympatycznymi opowieściami z życia jeży. Na szczęście jego twórcy oszczędzili bohaterowi dalszych rozdwojeń i Jeż Jerzy zdecydował się na swoje wcielenie skate'a żyjącego wedle maksymy, "bujać to ja, a nie mnie".

Rafał Skarżycki i Tomasz Leśniak przyznają, że nie przyświecał im cel wielkiej kontestacji, czy chęć zmiany rzeczywistości. "Jeż Jerzy" powstawał dla zabawy, unikał pretensji i zaangażowania w "rzeczy wielkie" (czego przeciwieństwem była ideologiczna walka "Likwidatora" Ryszarda Dąbrowskiego). Może właśnie dlatego "Likwidator" pozostał niejako w komiksowym podziemiu, a Jeż, na pełnym luzie, rozwijał skrzydła i nie zginął wraz z upadkiem "Ślizgu". Ugruntował swoją pozycję na rynku, dzięki kolejnym wydaniom albumowym. Potem przyszedł czas na film.

Rysownik "Jeża Jerzego" Tomasz Leśniak, pytany przeze mnie, czy nie musiał swojemu podopiecznemu "spiłować trochę kolców", by był bardziej zjadliwy dla kinowej publiczności, odparł, że propozycje ekranizacji pojawiały się już wcześniej, ale z Rafałem Skarżyckim zdecydowali się dopiero, gdy producent przyznał im pełną wolność twórczą.

Szczęśliwym jest autor, który nie musi patrzeć jak jego dzieło zostaje wykastrowane przez strachliwego producenta. Strachliwi producenci powinni zrozumieć, że także widz jest szczęśliwszy, jeśli ogląda ekranizację komiksu, który nie został zatruty "producencką poprawnością". Z przyjemnością donoszę, że "Jeż Jerzy" w wersji filmowej nie stracił nic ze swojej swady, łobuzerskiego wdzięku i bezpretensjonalnego, czasem niskich lotów, humoru.

Równocześnie, mimo przyjętej bumelanckiej konwencji, śmiech nie zawsze jest to pusty - Jeż punktuje nie jedną narodową wadę i odsłania pustkę pewnych zbyt serio traktowanych spraw.

Gwiazdy i gwiazdki zaproszone do użyczenia głosów postaciom okazały się nie tylko chwytliwymi nazwiskami na plakatach (jak często to bywało), ale stanęli na wysokości zadania. Jeż mówiący głosem Borysa Szyca staje się jeszcze zabawniejszy, gdy dodatkowo stanie mam przed oczami Silny, którego aktor zagrał w "Wojnie polsko-ruskiej" (polecam taką zabawę umysłową). Jarosław Boberek to klasa sama dla siebie i bodajże największy profesjonalista w polskim "ugłosowaniu" postaci animowanych, więc nawet nie wypada wzmiankować o jego znakomitej "roli".

Ekranizacje polskich komiksów dotychczas były jedna gorsza od drugiej. Nic więc dziwnego, że mało kto chciał inwestować pieniądze w kolejną. Sukces "Jeża Jerzego", w który wierzę, może tę tendencję zmienić. A gdyby już jakiś producent chciał zrobić wyśmienitą ekranizację polskiego komiksu, to ja uprzejmie donoszę i podpowiadam: "Wilqu" braci Minkiewiczów czeka na swoją kolej!

7,5/10


Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Jeż Jerzy"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy