"Skowyt": Pochwała poezji
Amerykański film "Skowyt" to opowieść o młodym Allenie Ginsbergu, poecie i liderze pokolenia bitników, w którego wciela się James Franco ("127 godzin"). Ginsberg-Franco wspomina swoje podróże, romanse i próby odnalezienia wyzwolenia, które doprowadziły do powstania jego najsłynniejszego dzieła: wiersza "Skowyt".
"Skowyt" uznanego dokumentalnego duetu reżyserskiego Rob Epstein-Jeffrey Friedman nie jest biograficznym filmem o życiu poety Allena Ginsberga. Skromny, lecz niezwykle sugestywny obraz to "oparta na faktach" historia jednego z najsłynniejszych poetyckich wystąpień w historii XX-wiecznej literatury.
Allena Ginsberga większość z nas kojarzy jako długowłosego guru z kędzierzawą brodą, obok Boba Dylana - jedną z ikon kontrkultury lat 70. ubiegłego stulecia. Medialna sława Ginsberga przyćmiła jego twórczość poetycką, której najsłynniejszą (jedyną?) manifestacją pozostał debiutancki poemat Ginsberga - "Skowyt". Nawet jeśli nie interesujemy się poezją współczesną, rozpoczynający "Skowyt" wers: "Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem, głodne, histeryczne, nagie..." powinien brzmieć znajomo.
Właśnie do początków poetyckiej twórczości Ginsberga zabierają nas amerykańscy twórcy, którzy dotychczas realizowali się wyłącznie na płaszczyźnie kina dokumentalnego. Epstein jest autorem nagrodzonego Oscarem dokumentu "Czasy Harveya Milka" (którego historię, również docenioną przez Akademię, opowiedział później w fabule Gus van Sant); razem odpowiadają zaś m.in za film "The Celluloid Closet", w którym przyglądali się reprezentacjom postaw homoseksualistów w kinie Hollywood.
Dokumentalny backgroud wyczuwa się od samego początku seansu "Skowytu". Na narracyjną strukturę filmu składają się bowiem: domowy wywiad z Allenem Ginsbergiem oraz relacja z procesu wytoczonego wydawcy "Skowytu" w związku z domniemaną obscenicznością utworu poety. Franco odtwarza więc słowo w słowo zarejestrowaną na magnetofonie szpulowym rozmowę, Epstein z Friedmanem ze skrupulatną dokładnością inscenizują zaś przebieg rozprawy.
Nuda? Nic z tego! Twórcy filmu zgrabnie przeplatają bowiem obydwa motywy, łącząc całość fragmentami słynnego wystąpienia Ginsberga, kiedy po raz pierwszy zaprezentował publicznie swój poemat. Aby uniknąć nieustannego pokazywania twarzy Jamesa Franco recytującego "Skowyt", wprowadzają też rodzaj animowanego refrenu - kiedy aktor deklamuje kolejne wersy poematu, na ekranie pojawiają się animowane sekwencje będące ilustracją poetyckiej wyobraźni Ginsberga. Niezbyt to oryginalne, lecz - trzeba przyznać - urozmaica seans (podobny zabieg animacji zastosował reżyser biograficznego filmu o Serge'u Gainsbourgu).
Film Epsteina i Friedmana ogląda się jednak wybornie nie tylko dzięki wspomnianemu "dokumentalizmowi" (twórcy stosują też inny zabieg, dyskretnie wmontowując w swój film fragmenty archiwalnych materiałów), lecz także z powodu przekonującej kreacji Jamesa Franco. Mimo że głównie monologujący, jest jego Ginsberg postacią z krwi i kości, do czego na pewno przyczyniła się literacka pasja samego aktora; Franco jest również początkującym literatem. Kiedy więc tłumaczy się jako Ginsberg z inspiracji towarzyszącej powstaniu wersu: "Moloch, którego oczy to tysiąc ślepych okien" - czujemy, że jest w swej roli kimś więcej niż tylko aktorem odgrywającym poetę.
Gdyby komuś umknęło - i to jest największe odkrycie oraz osiągnięcie filmowego "Skowytu" - wysłuchamy tu, niejako przy okazji, całego obszernego poematu Ginsberga! To się nazywa pochwała poezji!
8/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Skowyt", reż. Jeffrey Friedman, Rob Epstein, USA 2010, dystrybutor Mayfly, premiera kinowa: 30 marca 2012 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!