"Sing" [recenzja]: W poszukiwaniu gwiazd

Kadr z filmu "Sing" /materiały dystrybutora

Teatr to świątynia sztuki, sacrum, miejsce magiczne. W takim przekonaniu żyje Buster Moon - dyrektor jednego z amerykańskich teatrów rozrywkowych, który właśnie stoi na skraju bankructwa. Niestety wszystkie dotychczasowe projekty okazały się totalną klapą. Buster ma mnóstwo pomysłów, ale niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Radzi sobie jak może, ale pętla z napisem kredyt hipoteczny zaciska się coraz bardziej.

Teatr to świątynia sztuki, sacrum, miejsce magiczne. W takim przekonaniu żyje Buster Moon - dyrektor jednego z amerykańskich teatrów rozrywkowych, który właśnie stoi na skraju bankructwa. Niestety wszystkie dotychczasowe projekty okazały się totalną klapą. Buster ma mnóstwo pomysłów, ale niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Radzi sobie jak może, ale pętla z napisem kredyt hipoteczny zaciska się coraz bardziej.

"Sing", czyli historia świątyni sztuki Bustera M., to nie jest psychologiczny dramat. Nic z tych rzeczy. Mamy tutaj do czynienia z animacją. Świat zwierząt - dużych i małych - także potrzebuje rozrywki. Problemy Bustera zostają wplecione w historię poszukiwania gwiazd. Takie animowane reality show, które przypomina "Idola". Sprytny Buster / miś koala ma nóż na gardle, więc wymyśla konkurs dla uzdolnionych śpiewaków i piosenkarzy, którzy mają uratować jego ukochany teatr. W trakcie drukowania plakatów jego emerytowana sekretarka ma dosłownie problem z jednym okiem i przez przypadek naciska za dużo zer na klawiaturze. Zamiast 1000 dolarów pojawia się kwota 100000. Od tego momentu miasto oszaleje na punkcie nowej idei Pana M.

Reklama

W "Sing" chodzi oczywiście przede wszystkim o rozrywkę i przywołanie przebojów. Od Lady gagi do prawdziwych szlagierów. Tytuły niech pozostaną niespodzianką. Jednocześnie jednak każda z postaci, które zakwalifikują się do ścisłego finału rozwiązuje swoje własne problemy. Świnka Rosita to przykładna pani domu, która ma trochę dość swojej roli. Ash buntuje się przeciwko światu i przeżywa zawód miłosny. Johnny próbuje zacząć żyć wbrew planom swojego ojca, a Meena ma wieczną tremę przed występami. We wszystkich wątkach pojawia się oczywiście przesłanie o szansie na odmianę losu, ale jednocześnie chodzi przede wszystkim o bycie wspólnotą.

W perspektywie najmłodszych widzów "Sing" to totalna zabawa. Dzieciaki tańczą w trakcie projekcji i naśladują występujące, animowane zwierzaki. Rzeczywiście dużym zaskoczeniem jest polski dubbing, który naprawdę nie razi. I nie chodzi tylko i wyłącznie o tekst, ale przede wszystkim o casting i dobór głosów do poszczególnych postaci. No może tylko misie, które mówią z mocnym rosyjskim akcentem i oczywiście są przestępczym gangiem zapalają czerwonego światełko, ale reszta jest w miarę udana.

W poszukiwaniu gwiazd małe i duże zwierzęta będą narażone na katastrofę budowlaną, wylądują w myjni samochodowej, w której koala służy jako gąbka i w końcu wywołają powódź w centrum miasta. Cała szalona, śpiewająca rodzinka odrodzi się w finale. Nikt nie zostanie gwiazdą, ale wszyscy znajdą swój nowy cel w życiu. No może oprócz Rosity. A szkoda, bo to mogła być najlepsza przemiana.

7/10

"Sing", reż. Garth Jennings, USA 2016, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 6 stycznia 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sing
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy