"Simona": Czarownica zwierząt [recenzja]

Kadr z fimu "Simona" /materiały prasowe

Simona Kossak wiedziała, czego chce. Miała pasję i realizowała się w niej. Mówiono o niej: wariatka z Puszczy Białowieskiej, pisano: czarownica - dzisiaj wiemy, że była prekursorką najwłaściwszego modelu życia. Kochać, nie krzywdzić.

"Simona": Z "tych" Kossaków. Chciała żyć inaczej

Z reguły przy nazwisku osoby znanej, rozpoznawalnej, umieszczamy profesję: aktor, mistrz krawiecki, sprinter. Z Simoną to się nie uda. Owszem, pełniła określone funkcje - była wykształconym biologiem, profesorem nauk leśnych, popularyzatorką ekologii behawioralnej ssaków, miłośniczką zwierząt, ale przede wszystkim była naukowcem z sercem, autentycznie zaangażowanym w zachowanie naturalnego ekosystemu. 

I jeszcze rodzina. "TA" rodzina: brzemię i splendor, od którego nie udało się Simonie Kossak uciec. Wystarczyłby już sam pradziadek, Juliusz Kossak, a przecież w tej rodzinnej sadze ważni byli również dziadek Simony, Wojciech, oraz ojciec Jerzy Kossak, czyli jeden z najsławniejszych klanów malarskich. Kossakowie malowali wytrwale polską historię, odtwarzali bitwy i zwycięstwa, byli niezrównani w portretach koni. To jeszcze nie wszystko: Simona była bratanicą wielkiej poetki, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz dowcipnej, popularnej pisarki, Magdaleny Samozwaniec, a jej stryjeczną babką była autorka niezwykle niegdyś poczytnych powieści historycznych, Zofia Kossak Szczucka.

Reklama

Gdzie się nie obejrzeć, tam sława, wielkość, rozpoznawalność. Jak zatem zachować siebie w tak artystowskim gąszczu wzajemnych inspiracyjnych przepływów? Takie pytania musiała zadawać sobie młoda, urodziwa i ambitna dziewczyna, Simona Kossak. Odpowiedź była pokrzepiająca. Będzie kimś innym. Ucieknie, żeby przyozdobić sławne nazwisko nową funkcją: pasjonatki życia. Na pewno była buntowniczką. Pochodząc z "tych Kossaków", jak lubiła autoironicznie o sobie mówić, wywodząc się z samego centrum elity krakowskiej, postanowiła zamieszkać w sercu Puszczy Białowieskiej, bez wygód, bez aperitifów i wieczorków poetyckich, za to w towarzystwie zwierząt, które pokochała ponad wszystko.

"Simona": Szacunek dla natury, dla życia

Natalia Koryncka-Gruz, wytrawna dokumentalistka, ale także autorka znakomitych Teatrów Telewizji i fabuł ("Warsaw by Night"), podchodziła do swojej bohaterki z uczciwością dokumentalistki oraz czułością portrecistki zafascynowanej portretowaną. Biografia Simony Kossak trafia w najlepszy czas, jest wyzwaniem. Życiowy dekalog ekolożki był w gruncie rzeczy prosty. Oznaczał mądrą afirmację przyrody i zwierząt. Szacunek dla natury, dla życia. To są proste wyzwania, proste słowa, ale trzeba wiele siły, samodyscypliny, żeby im sprostać.

Koryncka-Gruz znalazła pomysł na atrakcyjną formę. Oto Ida Matysek (córka autora zdjęć do filmu, wybitnego reżysera dokumentów przyrodniczych, Krystiana Matyska), cioteczna wnuczka Simony, przyjeżdża do Puszczy Białowieskiej, żeby poznać tajemnicę ciotki. Jest spadkobierczynią testamentu przyrodnika i fotografa Lecha Wilczka, wieloletniego partnera Simony Kossak, mieszkającego z nią w Puszczy Białowieskiej, autora unikatowego albumu "Spotkanie z Simoną Kossak". Od szczegółu do ogółu, od fotografii do biografii, Ida, a wraz z nią również i my, odkrywamy część prawdy o Simonie.

W dokumencie, Simona Kossak ożywa archiwaliami, głosem swoim i przyjaciół, miejscami, w których żyła, pracowała, dynamicznym montażem Marcelego Majera, pulsującą muzyką Aleksandra Gruza. Koryncka nie odbiera Simonie zaplecza naukowego. Przedstawia osobę, która znając się na temacie (o zwierzętach, o puszczy wiedziała  wszystko) pozostała człowiekiem namiętnym, potrafiącym w sposób naturalny przekonać, że tylko szanując wspólne prawa do koegzystencji jesteśmy w stanie przetrwać.

Czytaj również:
Simona Kossak: Biografia buntowniczki

Simona Kossak: Z Kossakówki do Białowieży. Droga do szczęścia

"Simona": Była pierwsza

Tak, Simona była czarownicą i myślę że nie obraziłaby się za ten tytuł, ale Simona była czarownicą dobrą, zajmującą się białą magią. Zawsze stawała po stronie zwierząt, czuła je i rozumiała. Znała ich język, komunikowała się z braćmi mniejszymi w sposób daleko przewyższający możliwości przeciętnego człowieka.

Jej nieoczekiwana pośmiertna popularność (wszystkie wznawiane książki Simony stały się bestsellerami, a dokument Korynckiej-Gruz uprzedza biograficzną fabułę przygotowywaną przez Adriana Panka, twórcę "Daas" i "Wilkołaka"), wynika nie tyle z siły charakteru, czy odziedziczonej w genach charyzmy, co z prekursorskiego charakteru jej działalności. Tak, była pierwsza, albo jedną z pierwszych. Dekady temu zrozumiała, że koegzystencja ze zwierzętami, z przyrodą jest wyzwaniem, któremu warto poświęcić życie. Wyprzedziła o wiele lat identycznie brzmiące hasła dzisiejszych aktywistów ekologicznych, propagatorów zdrowego stylu życia i poszanowania suwerenności przyrody. Była pierwsza.

W "Sadze Puszczy Białowieskiej" Simona Kossak pisała: "Puszcza nigdy nie była i nigdy nie będzie stara. Ona, nieporuszona w swym ponadczasowym majestacie, trwa w opływających ją tysiącleciach wciąż tak samo żywotna. W sobie właściwym rytmie rodzą się, dojrzewają, starzeją się i zamieniają w proch kolejne generacje drzew i jednoroczne zioła. Jesienne wichury, letnie burze, zimowe okiście w mgnieniu oka zamieniają całe jej połacie w spiętrzone rumowiska połamanych pni i konarów. Z upływem czasu rany zabliźniają się i pokrywają zielenią nowo narodzonego życia". Wiara Simony w puszczę to paradoksalnie wiara w człowieka, wiara w świat. Że jakoś może przetrwamy.

7/10

"Simona", reż. Natalia Koryncka-Gruz, Polska 2022, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 30 września 2022 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy