"Seria Niezgodna. Wierna" [recenzja]: Romansidło zamiast dystopii

Shailene Woodley w scenie z filmu "Seria Niezgodna: Wierna" /materiały dystrybutora

"Wierna" w porównaniu z poprzednimi częściami serii "Niezgodna" wyróżnia się tym, że więcej tu elementów wirtualnej rzeczywistości, estetyki gier wideo i odbicia z postapokaliptycznego kina w stronę sci-fi. Niestety, na niewiele się to zdaje. I tak kończy się na tanim romansidle.

Lepiej się ten epizod ogląda niż "jedynkę" czy "dwójkę". Twórcy, jakby robili "Incepcję" dla nastolatków, ochoczo przeskakują pomiędzy rzeczywistościami. Do Chicago powracają nie fizycznie, tylko z użyciem dronów i kamer przemysłowych. Wojna toczy się tu inaczej, nieco bardziej współcześnie. Bo przecież dziś tę prowadzi się właśnie z użyciem nowoczesnej technologii. Cele atakuje się, siedząc przed ekranem, z użyciem dżojstika.

I to uwspółcześnienie dobrze filmowi robi, bo czyni go atrakcyjniejszym wizualnie. Kamera odrywa się częściej od twarzy Shailene Woodley i Theo Jamesa, którzy w ślad za operatorem też chcieliby wykonać krok do przodu. Cztery chciałby wreszcie zostać z ukochaną Tris sam na sam, ale w świecie rządzonym przez konflikt nie jest to możliwe. Dwuosobowe łóżko z dala od oczu gapiów - a trzeba powiedzieć, że bohaterowie są na oczach wszystkich, uwielbiani i podziwiani - to niemożliwe do zrealizowania marzenie.

Reklama

I to jeden z wielu takich tutaj problemów. Wierzę, że w zamierzeniu reżysera miały one odbić zagubienie nastolatków. Pełni dylematów bohaterowie nie radzą sobie w roli idoli. Nie do końca rozumieją mechanizm, którego są częścią. Nie wiedzą nawet, kogo właściwie wspierają. Tak samo w życiu prywatnym - nie za bardzo mają pomysł, w którą stronę popchnąć swój związek, choć zbyt wielu możliwości nie mają.

Zakładam, że nastoletni widzowie, główna grupa docelowa produkcji, mogą się z tymi problemami zidentyfikować. Starsi będą mieli pod górkę, bo "Wierna", tak jak i wcześniejsze filmy, nie przewiduje atrakcji ani refleksji dla nich. O losach Tris, Cztery i reszty dobrze już wszystkim znanej załogi, twórcy opowiadają ze śmiertelnie poważną miną. Brakuje oddechu, ironii, wzięcia tej konwencji w nawias, co mogłoby ocalić przed marazmem dojrzalszą widownię.

Brakuje też chociaż przebłysku wywrotowości. "Igrzyska śmierci", choć pod kątem artystycznym pozostawiały wiele do życzenia, dały się przynajmniej czytać w kluczu feministycznym. Silna kobieca bohaterka mogła stać się idolką nastolatek i nastolatków. Tris jej sukcesu nie powtórzy, bo zamiast silnej tożsamości twórcy dali jej silne ramię Cztery, na którym może się wesprzeć. Tym razem ważniejsza niż walka o niezależność jest walka o miłość. Tym samym "Wiernej", nie tylko przez tytuł, bliżej jest do kiepskiego romansidła niż do refleksyjnej dystopii. Nie tak miało być.

4/10

"Seria Niezgodna: Wierna", reż. Robert Schwentke, USA 2015, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 11 marca 2016 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Seria Niezgodna: Wierna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy