Reklama

Są chłopaki, nie ma zabawy

"Sztos 2", reż. Olaf Lubaszenko, Polska 2011, dystrybutor ITI Cinema, premiera kinowa 20 stycznia 2012 roku.

Kiedy byłam mała dopytywałam się, dlaczego w telewizji w kółko pokazywane są te same filmy. Brat mi powiedział, że dzięki temu kolejne pokolenia mają szansę oglądać to, co widziały poprzednie. Istnieją poszlaki, że decyzja o realizacji filmu "Sztos 2" była podjęta z analogicznych powodów. Kultowy temat, kultowi aktorzy, nowa publiczność. W polskich widzów wierzę dziś jednak dużo bardziej, niż w polskich twórców. Wciąż przekonuję więc samą siebie, że salwy śmiechu, które rozlegały się na sali kinowej podczas premiery nowego filmu Olafa Lubaszenki były wywoływane rosnącym poziomem żenady, a nie autentycznym rozbawieniem ekranowymi wydarzeniami.

Reklama

W "Sztosie 2" jest wszystko, co potrzebne, by nie uwieść współczesnego widza. Chłopcy to podstarzali panowie, którzy (z wyjątkiem Jana Nowickiego) nie mają w sobie za grosz elegancji. Kradną, piją, opowiadają nieśmieszne dowcipy i nawet przez myśl im nie przejdzie, by udać, że mają do zaoferowania coś, prócz mizoginistycznych poglądów, stereotypowych odzywek i nijakiego światopoglądu. Nie są bohaterami z krwi i kości, przypominają raczej marne cienie postaci, które znamy z filmu zrealizowanego pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Nie chodzi przy tym o to, że bohaterowie są czarno biali - to byłoby zbyt subtelne porównanie - a użyte w kontekście najnowszego filmu Olafa Lubaszenki - zupełnie nietrafne. Czarnecki (Cezary Pazura), Janek (Borys Szyc), Markiz (Edward Lubaszenko) i ich kumple od kieliszka i przekrętów są raczej przerysowani, zbyt barwni i tandetni.

Jarmarczna jest także scenografia oraz zdjęcia. Na dziewięćdziesiąt procent kadrów nałożone są kolorowe filtry (zwykle niebieskie, pomarańczowe i czerwone) dające zupełnie niepotrzebny efekt przestylizowania obrazu. Jest zabawa, jest dyskoteka w stylu lat osiemdziesiątych, więc musi być kolorowe światło? Trudno stwierdzić, jaki był cel koloryzacji, nie ma wątpliwości co do tego, że zamierzenia twórców spaliły na panewce. Świat przedstawiony jest nierealistyczny, ale i nie w tym rzecz, że twórcy chcieli wprowadzić widzów w gatunkową konwencję, która usprawiedliwiałaby ich wydumany pomysł. Autorzy scenariusza nie mają też zielonego (sic!) pojęcia, czym jest komizm sytuacyjny lub słowny. Janusz Józefowicz tarzający się po podłodze z grupą pijanych kolegów w rytm muzyki jest najlepszą metaforą świadczącą o tym, jak nisko można upaść.

"Sztos" w porównaniu ze swoim ekranowym następcą był spójną historią o dwóch mężczyznach, którzy lawirowali na granicy prawa i autentycznie nie interesowali się sytuacją rozgrywającą się na polskiej scenie politycznej w latach osiemdziesiątych. Najważniejsze były dla nich pieniądze. Zdaje się, że Olaf Lubaszenko zapomniał o tym realizując "Sztos 2". Jak na polskiego twórcę przystało postanowił z lubością zanurzyć się w historii i polityce, rozgrzebać wszystkie sprawy, o których niewielu chce jeszcze słuchać. Co miał na celu? Zwrócił tylko uwagę na to, jak wiele wspólnego "Sztos 2" chciałby mieć ze znakomitymi "80 milionami" Waldemara Krzystka i jak bardzo nie dorasta mu do pięt. Lubaszenko chciał być twórcą wywrotowym i ośmieszyć ubecję? Nie udało mu się, ośmieszył siebie. Udowodnił przy tym, jak bardzo jest poprawny i jak niepospolicie zachowawczy bywa.

Zaściankowość filmu nie dotyczy jedynie sfery polityki. Panowie w "Sztosie 2" uwielbiają kobiety i niewiele czasu zajmuje im zaciągnięcie ich do łóżek, ale w scenie seksu oralnego operator dyskretnie kieruje uwagę widza za okno, gdzie do góry unosi się lufa czołgu i gdzie drżą zwisające z okiennej ramy szklane ozdoby. Na koniec z kranu woda tryska do butelki. Era opowieści ezopowych minęła już dawno temu. Minął także podział, według którego kobiece bohaterki w polskich filmach mogły być jedynie sfrustrowanymi, nieatrakcyjnymi żonami lub pozbawionymi inteligencji prostytutkami. Szowinizm i mizoginizm odchodzi do lamusa, trzeba nie lada sprytu, by tego nie zauważyć. Filmu Lubaszenki nie usprawiedliwia nic - ani gatunek (bo takiego nie ma), ani konwencja (bo jest niejasna), ani czasy (bo są okrutne dla artystów, którzy nie mają już nic do powiedzenia).

0/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: chłopaki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy