Reklama

Rozpoznanie wzorca

"Agnozja", reż. Eugenio Mira, Hiszpania 2010, dystrybutor ITI Cinema, premiera kinowa 26 sierpnia 2011 roku.

Joana, żyjąca na przełomie XIX i XX wieku bohaterka "Agnozji" Eugenia Miry, cierpi na tytułową chorobę, przez którą nie rozumie nic z tego, co czuje. Jej mózg nie interpretuje bodźców i świat wokół niej zlewa się w jedną wielką plamę, przypominającą obrazy rodem z gabinetu krzywych luster. Żyjąc w świecie permanentnego flashbacku "na kwasie", dziewczyna zamyka się w sobie, blednie i marnieje, stając się łatwym łupem dla wszelkiego rodzaju manipulatorów.

A tych wokół niej jest wielu. Złowieszcza grupa, która myśli, że bohaterka zna sekret specjalnych soczewek, zamyka ją w wyłożonym czarnym suknem pokoju, inscenizując wokół niej psychodramę, mającą sprawić, że puści wreszcie "farbę". Przemysłowa intryga i steampunkowy dreszczowiec mieszają się tu z historią miłosną, przetykaną dość sztampowymi i niezbyt pomysłowymi scenami psychicznych odlotów do krainy, gdzie króluje agnozja.

Reklama

Dużo tego wszystkiego i łatwo można się pogubić. Mira opowiada z wizualną swadą, ale i pewną flegmą, wprawiając widza w stan oczekiwania. W tle pobrzmiewają gdzieś echa "Prestiżu" Christophera Nolana, z którym "Agnozję" łączy nie tylko podobna scenografia, lecz również metoda kija i marchewki: brniemy dalej, mając nadzieję, że w końcu olśni nas finał magicznego triku. Nie olśniewa. Czujemy się oszukani, ale nie tak jak u twórcy "Incepcji"; Mira nie jest filmowcem-demiurgiem, tylko kolesiem, który nie potrafi sprostać własnym ambicjom. Wątki z czasem rozplatają się, a wydumana intryga nie kryje drugiego dna.

Tym, co pozostaje, jest hiszpański melodramat: przestylizowany, bombastyczny, szczytujący pośród łzawych smyczków, opadających powoli z nieba płatków śniegu i ostatnich tchnień wydychanych prosto w ucho kochanka. Joana ma alabastrową cerę, kruczoczarne włosy i jest niewinna niczym dziewczynka przed pierwszą komunią. Orbituje wokół niej dwóch przystojnych mężczyzn i, jak nie trudno się domyślić, całość kończy się płaczem, zgrzytaniem zębami i hukiem pękającego serca. Wszystkie drogi prowadzą do Werony, gdzie nieszczęśliwa miłość leży, krwawiąc.

Nie byłoby w tym nic złego, wręcz przeciwnie, bo Mira umiejętnie dawkuje melodramatyczny kicz, gdyby przedtem nie mamił obietnicą czegoś znacznie większego. Widz zaraża się agnozją od Joany i nie potrafi rozpoznać gatunkowego wzorca, a kiedy to w końcu robi, czuje się zawiedziony. No bo po co te wszystkie spiski, skoro tak naprawdę chodziło tylko o dmuchawce, latawce i wiatr?

5/10


Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Agnozja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy