"Rio, I Love You" [recenzja]: Brazylijskie oblicza miłości
Po Paryżu i Nowym Jorku przyszedł czas na Rio de Janeiro. Bardzo prosty patent - kilku, czasem kilkunastu znanych i utalentowanych reżyserów i reżyserek realizuje krótkie etiudy, które łączy przede wszystkim miejsce - ukochane miasto i temat miłości. Zmontowane razem tworzą film o mieście, który równie dobrze można wykorzystywać w ramach kampanii promujących nowe cele turystyczne.
W przypadku Rio kwestie marketingowe były prawdopodobnie ważniejsze niż potencjał artystyczny. Film na dokładkę miał swoją premierę w maju tego roku - niecałe dwa miesiące przed brazylijskim mundialem. Ewidentnie miał być częścią kampanii promującej Brazylię na arenie międzynarodowej. Efekt niestety nie spełnił oczekiwań.
Gdy chodzi o "składanki" etiud o "zakochanych miastach" trudno spodziewać się, że wszystkie części będą wybitnym popisem kunsztu reżyserii. Najczęściej większość historii zawodzi, a w pamięci pozostaje tylko kilka. W przypadku "Rio, I Love You" jest zupełnie odwrotnie. Wszystkie filmowe historyjki z Rio można, wbrew panującemu tam klimatowi, uznać za letnie. Zawodzi nawet Paolo Sorentino, który bezlitośnie drwi z relacji dużo starszych, bogatych mężczyzn i rozwydrzonych, uwielbiających luksus kobiet, ale koniec końców jego historyjka przypomina raczej ciekawie zrealizowaną reklamę drogich czekoladek.
Gdyby zmusić się do wyboru, to w całym zestawieniu epizodów o zawodach miłosnych, niezrealizowanych snach i wizjach sprowokowanych przez brazylijską metropolię, najciekawiej wypada chyba etiuda Nadine Labaki ("Karmel"), w której oprócz reżyserki występuje również Harvey Keitel. W przerwie od planu zdjęciowego aktorzy (Labaki i Keitel) szwendają się po dworcu kolejowym i trafiają na kilkuletniego chłopca, który czeka na telefon od Jezusa. Ma do niego jedną prośbę - chciałby otrzymać piłkę, tak jak kiedyś wielki Pele. Nic specjalnego, ale przynajmniej momentami bawi.
Kolejne etiudy z naiwnymi, momentami wręcz banalnymi dialogami o miłości i poszukiwaniu drugiej połówki mogą skutecznie zniechęcić nawet do przepięknych brazylijskich krajobrazów. Momentami aż trudno uwierzyć, że Vincent Cassel wciela się w rolę samozwańczego budowlańca figur z piasku, który zakochuje się w stopach obcej kobiety. I nic więcej. Jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego reżyserem tego filmowego nieporozumienia jest sam Fernando Meirelles ("Miasto Boga", "Wierny ogrodnik").
"Rio, I Love You" to kolejny filmowy produkt, który miał służyć promocji miasta i kraju. Mariaż reklamy metropolii i sztuki filmowej zaowocował nudnym do szpiku kości zbiorem epizodów z życia tzw. "zwykłych mieszkańców Rio". Brazylijskie oblicza miłości przegrały walkę z "product placement" i promocją miasta.
3/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Rio, I Love You" (Rio, Eu Te Amo), reż. José Padilha, Guillermo Arriaga, Fernando Meirelles, Nadine Labaki, Paolo Sorrentino, John Turturro, Stephan Elliott, Carlos Saldanha, Brazylia 2013, dystrybucja: Best Film, premiera kinowa: 29 sierpnia 2014
--------------------------------------------------------------------------------------
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!