"Riddick" jest dziki, "Riddick" jest zły, "Riddick" ma bardzo ostre kły [recenzja]
Richard B. Riddick - najbardziej poszukiwany przestępca w galaktyce, potrafiący widzieć w ciemności drapieżnik, Han Solo, Conan i Hannibal Lecter w jednym. Będący dzieckiem aktora Vina Diesela i reżysera Davida Twohy'ego, pojawił się w "Pitch Black" i "Kronikach Riddicka", a także w różnych grach komputerowych i animacjach. Wchodząca właśnie na ekrany część trzecia kinowej serii to kolejny tytuł w rozrastającej się pomału, aczkolwiek konsekwentnie franczyzie.
"Za bardzo się ucywilizowałem" - mówi Riddick na początku filmu, kiedy wygrzebuje się z kupy gruzu, zdradzony i porzucony na obcej planecie przez swoich dawnych popleczników. Nauczony doświadczeniem, postanawia z powrotem obudzić w sobie samotnego wilka. Mając za towarzysza jedynie kosmicznego psa, przemierza spalone słońcem równiny, w skalnych grotach eksterminuje jadowite bestie i poszukuje resztek jedzenia w porzuconych przez dawnych zdobywców gwiazd bazach - trochę jak Robinson Crusoe.
Taki sam zwrot następuje w stylistyce serii. "Pitch Black" było dość kameralnym, zadłużonym u "Obcego" thrillerem s-f, ale "Kroniki Riddicka", nakręcone tuż po trylogii "Władcy pierścieni" Petera Jacksona, celowały już wyżej - w epikę, przeznaczoną dla nieco szerszej publiczności space operę. "Riddick" to powrót do pierwotnej formuły. Zmalały ambicje i budżet, wyższa jest za to kategoria wiekowa.
Nowy, nieucywilizowany "Riddick" dzieli się na trzy części. Pierwsza to kosmiczna wersja powieści podróżniczych, w których bohater powoli zdobywa orientację w obcym środowisku. Druga, zaczynająca się w momencie, gdy na planetę przybywają dwie drużyny łowców głów, budzi skojarzenia z "Predatorem" - zahartowani w walce lub przynajmniej mocni w gębie najemnicy nerwowo oglądają się za siebie, kiedy Riddick bezszelestnie przemyka za ich plecami. Trzecia to znów spuścizna "Obcego": ciemność, klaustrofobia i hordy oślizgłych potworów. Wszystkie trzy akty są mroczne i brutalne, wszystkim odpowiedni ton nadaje rozbrzmiewający z offu, chorobliwe wręcz niski głos Diesela.
Efekt - kino klasy C, i to nie pastisz w duchu "Niezniszczalnych" czy "Maczety", tylko pozbawione mrugania okiem, programowo tandetne ćwiczenie w gatunku. Pośledni genotyp ma tu w zasadzie każdy element widowiska: uderzające sztucznością tła, napuszone dialogi, które brzmią jakby były pisane tak, aby dowolna linijka mogła posłużyć za tagline, absurdalnie wymyślne sceny przemocy, wątek erotyczny rodem z fantazji sfrustrowanego seksualnie nerda, mająca telenowelową proweniencję próba zadzierzgnięcia wątków z poprzednich dwóch części, a przede wszystkim sam Riddick - tak zły i groźny, że aż rozczulający, zupełnie jakby był nieślubnym synem Buki i Gargamela.
Mimo to - albo właśnie dzięki temu - "Riddick" cieszy. Może to zasługa pasji Twohy'ego i Diesela, którzy zdają się schlebiać nie gustom masowej publiki, tylko swoim własnym, ukształtowanym w czasach, kiedy VHS nie był wcale "vintage". A może to kwestia szczerości i bezpretensjonalności. Plakat i zwiastun obiecują nam twardziela, który stawia czoła różnym niebezpieczeństwom, i w gotowym filmie właśnie tego twardziela dostajemy, do tego w stężonej, żrącej dawce.
6,5/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Riddick", reż.David N. Twohy, USA 2013, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 6 września 2013
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!