Reklama

"Przeżyć: Metoda Houellebecqa" [recenzja]: Kanał cierpienia

"Przeżyć" jest dziwnym, ekscentrycznym filmem: trochę dokumentem, a trochę zgrywą; prezentem dla kulturalnych ćpunów i zarazem podróżą do jądra ciemności.

"Przeżyć" jest dziwnym, ekscentrycznym filmem: trochę dokumentem, a trochę zgrywą; prezentem dla kulturalnych ćpunów i zarazem podróżą do jądra ciemności.
Kadr z filmu "Przeżyć: Metoda Houellebecqa" /materiały prasowe

Erik Lieshout, Arno Hagers i Reinier van Brummelen zrealizowali coś na kształt adaptacji wydanego w 1991 roku eseju, którego autorem jest Michel Houellebecq, sztandarowy prowokator francuskiej i światowej literatury. Traktuje on o cierpieniu i poezji, a konkretnie: o ich wzajemnej, bliskiej relacji. Dla Houellebecqa to pierwsze stanowi niewyczerpane paliwo dla tej drugiej, a ta druga - sposób na zutylizowanie tego pierwszego. Poeta to etatowy przegryw, znajdujący cel w artykułowaniu swojego nieszczęścia.

Passusy z eseju czyta Iggy Pop, figura jeszcze bardziej ikoniczna niż Houellebecq, niezniszczalny weteran wielu dekad kontrkultury. Posiada on szorstki, ciemny i charyzmatyczny głos, który w czasie kinowej projekcji dudni z przyprawiającą o ciarki siłą; właśnie tak mogłaby brzmieć personifikacja śmierci. W jego narracji słychać przy tym częste nuty ironii, zupełnie jakby chciał się nieco zdystansować od ponurego tekstu. W końcu jest spełnionym artystą. Kimś, kto tak długo wykrzykiwał swoje cierpienie, aż wreszcie usłyszał gromkie oklaski - podobnie zresztą jak Houellebecq.

Reklama

Obaj panowie są niekwestionowanymi gwiazdami "Przeżyć". Ich pokancerowane wiekiem twarze widnieją na plakacie, a ich spotkanie stanowi najważniejszy, kulminacyjny punkt filmu, nawet jeśli przybiera ono formę absurdalnego antyklimaksu, w trakcie którego francuski pisarz, z niewiadomego powodu wcielający się w rolę mężczyzny imieniem Vincent, prezentuje się ze swojej najbardziej autystycznej strony. Oprócz nich pojawia się tutaj jednak kilka innych postaci, także będących artystami, ale bynajmniej nie prominentnymi i bez wątpienia dalekimi od spełnienia.

To stuprocentowi ludzie z marginesu. Brutalnie potraktowani przez los, bliscy szaleństwa lub po prostu szaleni. Bez cienia humoru opowiadający o swoich twórczych i codziennych zmaganiach. Słuchanie i oglądanie tych indywiduów może być źródłem irytacji - przecież przyszliśmy do kina dla pary idoli, a nie jakichś anonimowych, jawnie żałosnych frustratów. Ich obecność jest jednak dla filmu kluczowa. To właśnie jednostki ich pokroju są głównymi adresatami eseju Houellebecqa, który ten napisał w nienajlepszym okresie swojego życia, na trochę przed tym, zanim został literacką gwiazdą.

Zestawienie ze sobą tych dwóch grup - ludzi sukcesu i osób trwających w poczuciu klęski - jest pewnego rodzaju egalitarnym gestem. Służy pokazaniu, że bez względu na talent, szczęście i status wszyscy z nich pochodzą z tego samego ciemnego miejsca.

7,5/10

"Przeżyć: Metoda Houellebecqa" (To Stay Alive: A Method), reż. Arno Hagers , Erik Lieshout , Reinier van Brummelen, Holandia 2016, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 22 września 2017 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy