Przekręty, porachunki i rock'n'roll
"Rock'N'Rolla", reż Guy Ritchie, Wielka Brytania 2008, Galapagos Films, premiera dvd 21 sierpnia 2009 roku.
Guy Ritchie powraca do formy. Po pseudointelektualnym bełkocie "Revolvera" oraz mdłym i przesadnie wydumanym "Rejsie w nieznane", angielski reżyser udowadnia, że takie filmy jak "Przekręt" czy "Porachunki" nie były przypadkiem, a jego samego stać jeszcze na bardzo dużo.
"Rock'N'Rolla" nie jest może obrazem tej klasy co te dwa ostatnie obrazy, ale już na pierwszy rzut oka widać, że Ritchie wciąż doskonale wie, jak wzbudzić zainteresowanie widza i podtrzymywać je przez dobrych kilkadziesiąt minut.
Zwyżkę jego formy zwiastuje już prolog filmu. To w nim przedstawieni zostają najważniejsi bohaterowie i zawiązana zostaje intryga. Wszystko jak zwykle u Richie'go zmontowane jest bardzo dynamicznie, co dodatkowo podkreśla rockowa muzyka w tle.
W diegezę filmu wprowadza widza Archie (Mark Strong), prawa ręka londyńskiego biznesmena-gangstera Lenny'ego Cole'a (Tom Wilkinson), przedstawiciela "starej szkoły", której zasady podkreśla na każdym kroku. Jednocześnie, w przerwie między jednym cygarem a drugim, karmi swoimi dłużnikami raki w Tamizie. Lenny przoduje obecnie na rynku nieruchomości. Dzięki znajomościom, tanio kupując ziemię i sprzedając ją za krocie.
Podobnie chcą zarabiać także inni "biznesmeni" w filmie m.in. Raz Dwa (Gerard Butler), ale w efekcie przysparzają sobie tylko kłopotów i długów u Cole'a. Jedynym sposobem żeby się odkuć, jest obrobienie rosyjskiego milionera Jurija (wyraźnie pastiszujący Romana Abramowicza Karel Roden), który przyjechał do Londynu, żeby sfinalizować duży interes z Cole'm. Ułatwić to może sprytna księgowa Stella (Thandie Newton), która pierze brudne pieniądze oligarchy.
Do gry wkraczają też uznany za zmarłego przebojowy rockman Johnny Quid (Toby Kebbell), przekupny radny, rosyjscy mordercy i narkomani-złodzieje, którzy kradną pewien bardzo cenny obraz...
Wszystko to ma miejsce w londyńskim półświatku, w którym rządzą wielkie pieniądze, narkotyki, skrywane namiętności i oczywiście rock'n'roll.
I jak zawsze w filmach Ritchie'go wszystko, co początkowo wydaje się trywialnie proste, w efekcie okazuje się mocno skomplikowane, a jeden błąd ciągnie za sobą lawinę kolejnych wpadek. Jednak właśnie ta mnogość i zawiłość wątków oraz międzyludzkich korelacji sprawia, że jego film trzyma cały czas w napięciu.
Widać też, że angielski reżyser mocno wzoruje się na swoich poprzednich dziełach i jedynie zamienia pewne motywy na inne. Wszystkożerne świnie zastępują amerykańskie raki, a żydowskich lichwiarzy rosyjscy gangsterzy, ale cała intryga, podobnie jak w "Porachunkach" i "Przekręcie", ponownie skupiona jest wokół drobnych rzezimieszków, którzy chcą jedynie zarobić trochę pieniędzy. A że jednocześnie można uchronić kumpla przed więzieniem, przespać się z seksowną księgową i obrobić rosyjskiego oligarchę na 14 milionów dolarów...
Całość okraszona jest typowym dla obrazów Ritchie'go specyficznym poczuciem humoru, może nieco zbyt abstrakcyjnym i absurdalnym, ale mi akurat całkowicie odpowiadającym. Jest jeszcze świetna muzyka, doskonale oddająca dynamizm filmu, jego specyfikę i charakter.
Po "Rejsie w nieznane" i "Revolverze" angielski twórca pozytywnie mnie "Rock'N'Rollą" zaskoczył i mam nadzieję, że w najbliższym czasie zrobi to jeszcze raz, przy okazji premiery "Sherlocka Holmesa".
6/10