"Poznajmy się jeszcze raz": Dużo więcej niż komedia [recenzja]

Kadr z filmu "Poznajmy się jeszcze raz" /materiały prasowe

Najciekawsze jest to, co film Nicolasa Bedosa oferuje pod powierzchnią świetnie skonstruowanej komedii: są tu błyskotliwe dialogi, znakomita obsada i wartka akcja. Jest romantyzm, nieco sentymentalizmu, są urok i elegancja. Ale "Poznajmy się jeszcze raz" to przede wszystkim satyra diagnozująca jedną z najczęstszych współczesnych chorób cywilizacyjnych: eskapizm.

Główny bohater filmu - Victor (Daniel Auteuil) - nieco zagubił się w życiu. Przestał o siebie dbać, nic go nie interesuje. Bliscy jawnie drwią z jego nieprzystosowania: żona Marianne (świetna Fanny Ardant) pomiata nim i zdradza go z jego najlepszym przyjacielem, kumple opuścili mężczyznę, uznając go za skrajnego abnegata, z kolei syn - choć rzeczywiście miewa przejawy troski - ma swoje życie. Nie rozumie wypalenia ojca, szczęśliwie to on będzie starał się mu pomóc, ale o tym za chwilę.

Victor czuje się kompletnie niedopasowany do współczesnych czasów - wirtualna rzeczywistość przeraża go, język, którym posługują się media, brzydzi, brak jakichkolwiek zasad w życiu społecznym staje się nie do zniesienia. Czy to apatia? Depresja? Schyłek życia? Ostatnią przestrzenią, w której mógł się wykazać, była praca, tyle że gazetę publikującą rysunki Victora, przeniesiono do sieci - kto w sieci ogląda ręcznie malowane satyryczne komentarze do rzeczywistości? Tak, Victor jest nie z tej bajki, a nawet nie z tego zbioru opowiadań. 

Reklama

Szczęśliwie wspomniany wyżej syn postara się pomóc ojcu, na ile będzie umiał. Zaprosi go do udziału w pewnym przedsięwzięciu - Victor będzie mógł wybrać epokę i postać, która ewentualnie go zagra (wybierze młodszą wersję samego siebie) i dzięki specjalizującej się w "podróżach w czasie" firmie, zostanie przeniesiony w odpowiednie miejsce w przeszłości. I tak mamy nagle rok 1974 - Victor może palić w miejscach publicznych i podrywać bezkarnie dziewczyny. Nade wszystko jest młody - całe życie przed nim, ma czas na to, by go trwonić, popełniać błędy i czekać na moment, aż w drzwiach ulubionego bistro stanie Marianne. 

Oczywiście podróże w czasie to nic innego jak dobrze przygotowana scenografia w uprzednio wynajętej lokacji i wcześniej zrobiony skrupulatny wywiad z klientem oraz dokumentacja czasów, do których następuje transfer. Magia? Nie, popyt. Dziś każdy przed czymś ucieka. Akurat tak się składa, że Victor nie może schować się w zdobyczach technologii (boi się), ani w świecie przypadkowego seksu (jest zbyt leniwy), czy w podróżach, choćby wirtualnych (boi się i jest zbyt leniwy). Ekspedycja w czasie to co innego. Tu nikt go nie znajdzie.

Duet Auteil i Ardant to nie tylko popis aktorstwa, ale przy okazji diagnoza całego pokolenia, które nie potrafi się odnaleźć: nie wie co to political correctness, Tinder i akcja #metoo. Postęp cywilizacyjny sprawił, że podniosła się jakość i długość życia, tyle że forma, w jakiej pokonujemy ten maraton, to już indywidualna sprawa. Fanny Ardant gra kogoś więcej aniżeli bezwzględną żonę znudzoną mieszczańskim życiem. Wciela się w kobietę, która nie spełnia się jako babcia. Wciąż chce więcej - ma ambicje i apetyt na przyjemności. Pewnie gdyby chodziło o mężczyznę, mówilibyśmy: "koneser życia". Choć bywa bezlitosna, rozumiemy ją jako pewien symbol - po odchowaniu dzieci stawia na siebie. Ma 70 lat i chce uprawiać seks! Wielu by chciało, ale to Marianne nie dostaje zadyszki. Z kolei nieporadny, bezwolny i apatyczny Victor na pewnym etapie życia po prostu rezygnuje z siebie. Zajeżdżają go oczekiwania innych i wymogi, jakie stawia przed nim świat. Czasami łatwiej odpuścić, niż pracować nad sobą...

Produkcja Bedosa otrzymała właśnie 11 nominacji do prestiżowych Cezarów. To spełniony film, który prócz dowcipnej rozrywki, oferuje trafne spostrzeżenia na temat francuskiego społeczeństwa, tego na przykład jak bardzo jest rasistowskie i dziś wewnętrznie skonfliktowane. Stawia też uniwersalne pytania, m.in. co sprawia, że zakochujemy się w drugiej osobie? Bez względu na czasy, w jakich przychodzi nam kochać - a może właśnie dzięki nim - co dokładnie uruchamia odpowiednie uczucia, emocje, więź? I czy na pewno zakochujemy się w człowieku, czy w naszych wyobrażeniach o nim?

9/10

"Poznajmy się jeszcze raz" (La belle époque), reż. Nicolas Bedos, Francja 2019, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa 31 stycznia 2020 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy