"Pożądanie" [recenzja]: Iluzoryczna miłość
Przepiękna, dojrzała, seksowna pisarka Elsa (Sophie Marceau) spotyka przystojnego adwokata w sile wieku Pierre'a (François Cluzet). Czy wolno im będzie postawić na szali życie rodziny i jego wagę porównać z nagle rozbudzonym pożądaniem?
Lisa Azuleos - scenarzystka, reżyserka, producentka i drugoplanowa aktorka grająca w "Pożądaniu" - stawia sobie za cel znalezienie odpowiedzi na postawione wyżej pytanie. I tę odpowiedź znajduje. Robi to opowiadając historię, w której nie ma wiele napięcia, związanego z realnym pożądaniem, jest za to dużo klisz wszelkiej maści, świadczących bardziej o namiętnym podejściu reżyserki do tematu, niż filmowych kochanków do siebie samych.
Historia rozgrywa się w dosyć tandetnych, burdelowych czerwieniach. Większość przestrzeni jest skąpana w nienaturalnym świetle - czerwień miesza się z błękitem, zielenią i żółcią, a montaż przypomina romantyczne teledyski wyświetlane nałogowo przez stacje muzyczne.
Azuelos wrzuca w ten świat Elsę i Pierre'a, jak wrzuca się dwójkę dzieci na głęboką wodę. Oni się jednak nie topią, bo z doświadczenia wiedzą, że odpływanie za daleko od brzegu może się źle skończyć. Dlatego na ekscesy oboje pozwalają sobie wyłącznie w wyobraźni, w życiu pozostając nudnie zachowawczy.
Wprowadzenie do narracji serii wyobrażeń - które pojawiają się równie często jak refreny w piosenkach, które urzekają melodią, a nie treścią - pozwoliło jednak reżyserce na wykorzystanie wszystkich schematów typowych dla melodramatu i jednoczesne im zaprzeczenie. Azuelos raz za razem wprowadza widzów w błąd, daje im prztyczek w nos, prowokuje do oddawania się perwersyjnym wyobrażeniom, po czym w kulminującym momencie przywołuje do porządku.
Ta powtarzająca się zabawa zaczyna niestety szybko nudzić. Między Sophie Marceau a François Cluzetem nie ma ekranowej chemii, która angażowałaby innych w śledzenie ich romansu. Azuelos za grosz nie potrafi zbudować takiego napięcia, jakie udało się stworzyć Steve'owi McQueenowi we "Wstydzie" (2011), gdy Michael Fassbender pożerał wzrokiem Lucy Walters w namiętnej scenie w metrze. Podobnie jak McQueenowi Azuelos chodzi o grę wyobraźni i zespolenie pragnienia z niespełnieniem. Amerykański reżyser wprowadza jednak do owej gry też dozę subtelności, na którą francuskiej reżyserki zupełnie nie stać.
"Pożądanie" jest topornie nakręconą, śmieszną (nie zabawną!) komedią, która nie pozostawia widza z palącym uczuciem nienasycenia. Bohaterowie tego pseudo-romansu, rzekomo drżący z pożądania, spędzają wieczory z dziećmi - Pierre gra z synem w gry wideo, Elsa odrabia z córką pracę domową. W ich towarzystwie szamoczą się z emocjami jakby sami znów mieli po piętnaście lat, ale to nie jest ani urocze, ani pociągające. Przyjemnie słucha się za to ścieżki dźwiękowej, na której pojawiają się utwory Stevie Wondera, Robina Williamsa, Rhye czy Des'ree. Jeśli zgodzić się z teorią, że nie ma lepszego medium dla emocji, jak właśnie muzyka - może powinniśmy się oddać jej rytmowi i w niej znaleźć pożądanie, które zgubiło się między słowami już na poziomie kiepsko napisanego scenariusza.
5/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Pożądanie" (Une Rencontre), reż. Lisa Azuelos, Francja 2013, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 18 lipca 2014 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!