Reklama

"Plemię" [recenzja]: Eksperyment z szokiem w zamyśle

Ten film może zaintrygować pomysłem. Zniechęca jednak dosłownością i szokiem, za którymi niewiele się kryje.

Granica pomiędzy sztuką, a hochsztaplerką, szukającą rozgłosu poprzez kontrowersję, wydaje się w "Plemieniu" za wiele razy i bez uzasadnienia przekroczona.

Film rozgrywa się w ciszy - nie takiej, jaką zobaczymy niedługo w "Strefie nagości", gdzie Urszula Antoniak zrezygnowała z dialogu werbalnego pomiędzy bohaterkami, nie takiej, po którą często sięgają twórcy z Azji, czasami z Ameryki Południowej. Tu cisza wiąże się z zamienieniem komunikacji werbalnej na migową.

Akcja rozgrywa się w szkole dla niesłyszących - z internatem, gdzie przybywa nowy uczeń. Szybko zostaje on wrzucony w sam środek tygla dzikich nastolatków, pozbawionych pozytywnych wzorców, troski dorosłych, ubogich, zbuntowanych i uwikłanych w działalność przestępczą i prostytucję. By przetrwać, musi odnaleźć swoje miejsce w grupie - plemieniu.

Reklama

Gdyby pokusić się o porównania - a "Plemię" bardziej "sprawdza" się właśnie na tle kinowych (i kulturowych) powiązań, niż jako samodzielny komentarz społeczny, psychologiczny, metafora - można by określić dzieło mianem konfrontacji Larry'ego Clarka z "Prorokiem" Jacquesa Audiarda i "Władcą much" Williama Goldinga. W tle pobrzmiewają jeszcze "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" Cristiana Mungiu, "Człowiek pogryzł psa" André Bonze'a, Benoît Poelvoorde'a i Rémy'ego Belvaux czy nawet "Idioci" Larsa von Triera.

Innymi słowy obraz, który maluje reżyser i scenarzysta Myrosław Słaboszpycki stawia na "realizm" i kipi od agresji i przemocy. Jest surowy - sfotografowany w zimnych kolorach, osadzony w zniszczonych wnętrzach i wśród szarych ulic. Jest brutalny i bezwzględny. Na początku filmu pojawia się informacja, że został on zrealizowany w języku migowym i nie ma w nim lektora ani napisów. W stosunku do treści bardziej adekwatne byłoby otwarcie-ostrzeżenie dantejskie: "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie".

Intensywność tego projektu i jego mocna, negatywna energia wpływają na widza - to się na pewno reżyserowi udało. To z pewnością zwraca uwagę na "Plemię" na festiwalach. Jednak pod tą szokującą powierzchnią zdaje się niewiele kryć. Kolejne sceny są coraz cięższe - od mechanicznego seksu między nastolatkami, przez wykonaną w łazience aborcję, po mord. To eskalacja mocno przewidywalna.

Film wpisuje się w pewną grupę tytułów o zbliżonej tematyce i wydźwięku, ale na ich tle wypada najsłabiej. To inni przełamywali tabu, analizowali społeczeństwo i jego dzikość, jego id. Słaboszpycki raczej ogranicza się do powtórzenia. Pozostaje więc eksperyment - język migowy jest zdecydowanie najciekawszym elementem "Plemienia", ale po seansie również jawi się jako jeszcze jeden chwyt "pod szok". Początkowy napis informacyjny to bardziej sztuczka-prowokacja, niźli wyjaśnienie, bo czy naprawdę trzeba wyjaśniać to, co się widzi? Ileż filmów pozbawionych było dialogów?! W końcu kino to obraz nade wszystko. Gdzie tu więc odkrycie, a szok dla szoku to jednak dla mnie za mało.

5/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Plemię" (Plemya), reż. Miroslav Slaboshpitsky, Ukraina, Holandia 2014, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 29 maja 2015 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy