Pirania jest krwista i szczerzy do nas zęby
"Pirania 3D" ("Piranha 3D"), reż. Alexandre Aja, USA 2010, dystrybutor Monolith Films, premiera kinowa 8 października 2010 roku.
Pamiętacie ''Piranię'' z 1978 roku? Ten pierwszy ważny tytuł w karierze Joe Dantego olśniewał, urokiem zrealizowanego z przymrużeniem oka, b-klasowego horroru z gatunku animal attack.
Początek był niczym z ''Obywatela Kane'' (tablicę z napisem ''No trespassing'' widzimy w pierwszym ujęciu), wkrótce potem ekran zasiedliły chmary papierowych rybek, podgryzających nieletnich obozowiczów; ryby te pierwotnie miały stanowić broń w walce z Wietkongiem (sic!). Hodował je - na zlecenie rządu rzecz jasna - szalenie oddany zadaniu ichtiolog Hoak. Był jeszcze opiekun młodzieży - surowy, ale mało rozgarnięty pan Dumont i dwójka głównych bohaterów, Maggie i Paul - możliwie najgorzej dobrany team ever.
Wszystko to powstało w głowie Johna Salesa (scenariusz), dziś klasyka niezależnej produkcji, który wówczas stawiał pierwsze kroki w kinie. Z pomocą nestora b-pictures, Rogera Cormana, i z Dantem na stołku reżyserskim, udało mu się stworzyć jeden z ciekawszych w swoim gatunku obrazów - będący jednocześnie radosną zgrywą ze Spielbergowskich ''Szczęk''. Tak? ''Pirania'' AD 1978 to był klawy film.
Byłem spokojny o losy nowej wersji, kiedy w pierwszych zapowiedziach wyczytałem nazwisko Alexandre Aja. Reżyser remakiem Cravenowskiego ''Wzgórza mają oczy'' (2006), a przede wszystkim autorskim ''Bladym strachem'' (2003), zdążył sobie już zapracować na miano jednego z najciekawszych współczesnych twórców kina grozy. Po słabszych ''Lustrach'' (2008) przyszła pora na rehabilitację.
Za nową ''Piranię'' można Francuzowi wybaczyć chyba wszystkie grzechy. Film przywodzi trochę na myśl cykl ''Oszukać przeznaczenie'' (zwłaszcza ostatnią część), w równym stopniu będący krytyką bezdennie głupiego stylu życia nastolatków. Ich beztroska egzystencja - w rytmie techno - kręci się wokół seksu, zabawy, prochów i sztucznych biustów. Twórcy ''Final Destination'' tej zidiociałej generacji stawiają przeciwnika w postaci bliżej nieokreślonej ''śmierci''. Aja jest bardziej bezpośredni. W stronę młodocianych baranich łbów wypuszcza hordy prehistorycznych piranii, do których ich współczesne, egzotyczne koleżanki nawet nie mają startu. Pod spiczastymi kłami pękają naprężone mięśnie, idealne pośladki i silikonowe piersi. Gładka i opalona skóra żywcem zdzierana jest z tych pustych okazów piękności. Dantejskie podgryzanie dziecięcych udek zostało przez Aje zastąpione prawdziwą rzezią nastoletnich ciał.
Brak tu przy tym jakiegokolwiek moralizowania. Mało rezolutna młodzież (pośród której można wyłowić pierwszorzędne gwiazdki kina porno) stanowi po prostu konieczną do poniesienia ofiarę. Body count rośnie wszak w zastraszającym tempie, a sceny masakr są serwowane w niezwykle atrakcyjnej, trójwymiarowej oprawie. Nie powinno to jednak dziwić, bo Aja nigdy nie szczędził na krwi i sztucznych bebechach. Novum stanowi za to humor. Nie tak subtelny, jak w oryginale, ale wbrew pozorom, to właśnie nieco infantylne i bezpretensjonalne żarty (jak walka dwóch rybich stworów o odgryzionego penisa) stanowią o prawdziwej sile nowej ''Piranii''. Wisienką na torcie są epizody Richarda Dreyfussa i Christophera Lloyda, parodiujących swoje role ze ''Szczęk'' i ''Powrotu do przyszłości'' - echo kina popularnego z lat 70. I 80., dla którego ''Pirania'' jest rodzajem hołdu w formie pastiszu, a jednocześnie... które ma głęboko w nosie. Wszystko razem stanowi doborową miksturę, której woń przywodzi na myśl najlepsze - bo najostrzejsze - zabawy w kino.
Nie mam wątpliwości - tę rybę trzeba przełknąć w całym jej kształcie. W innym wypadku byle ość potrafi stanąć w gardle już w pierwszym kwadransie i gość, zamiast przy stole, może spędzić konsumpcję np. w toalecie. Ja wybieram degustację. Czytelnikom zalecam to samo, z zastrzeżeniem, że zwierz w tej panierce nie każdemu podejdzie.
7,5/10