"Pingwiny z Madagaskaru" [recenzja]: Zimowy zawrót głowy
Skipper, Kowalski, Szeregowy i Rico wyruszają na misję - trochę mimochodem, bo wszystkiemu winień ich nieposkromiony apetyt na serowe chrupki. Akcja toczy się jak domino - wystarczy przewrócić jeden klocek i machiny zniszczenia nie można już powstrzymać. No chyba, że ma się w sobie pingwini urok, któremu nie sposób się oprzeć.
Zaczynamy od wielkiego powrotu do przeszłości. Simon J. Simon i Eric Darnell fantastycznie bawią się konwencją... kina dokumentalnego. Dzieciństwo najbardziej znanych pingwinów na świecie odsłaniają w ujęciach, jakich nie powstydziłby się sam Werner Herzog, który o biało-czarnych zwierzakach opowiadał w kultowych "Spotkaniach na krańcach świata" (2007). Jest w tym dowcip, trochę ironii i zapowiedź dobrej zabawy, która przekroczy granice szaleństwa w kolejnych sekwencjach.
Koniec urokliwej retrospekcji wieńczy bowiem cyrk - dosłownie i w przenośni. Zanim sytuacja znów się nie ustabilizuje, pingwiny zdążą zdemolować pół świata. Ucieczkom i pościgom nie będzie końca. Akcja popędzi do przodu na złamanie karku. I może jest to fajne, ale na pewno niepotrzebnie wywołuje wrażenie, że twórcy próbowali kupić sobie trochę czasu. Rzucali pingwinami z kąta w kąt, jakby brakowało im pomysłu na to, w którą stronę należy popchnąć ich historię.
Pingwiny z opresji, a narrację od popadnięcia w totalny chaos ratuje ekipa Północny Wiatr - w składzie Utajniony, Ewa, Kapral i Detonator. Dopiero wtedy zaczyna się właściwa zabawa - nadal pełna dynamicznych zwrotów akcji, ale już wyczyszczona z niepotrzebnych atrakcji. Obie grupy, choć długo walczą przeciw sobie, będą musiały stawić czoła mistrzowi zła - Oktawiuszowi Mackiewiczowi - który urokiem pingwinów się dławi, a nie zachwyca; wymyślił więc zemstę, jaka nie śniła się filozofom. Komizm jest w "Pingwinach..." czysto slapstickowy - rodzi się ze zderzenia urzekających postaci ze światem oraz z przeciwnikiem, który różni się od nich pod każdym względem. Skipper, Kowalski, Szeregowy i Rico to najukochańsze na świecie fajtłapy, którym udaje się wygrywać ze złem, bo nie wymierzają przeciw niemu prawdziwej broni. Strzelają nabojami ulepionymi z naiwności, przyjaźni, szczerości i beztroski. Organizacja Północny Wiatr stawia na profesjonalizm - to ekipa agentów smukłych, wysportowanych, używających do walki technicznych nowinek, sprzętu wysokiej jakości i wysokiego ilorazu inteligencji. Mackiewicz wysuwa oręż najsłabszy - gniew, nienawiść i frustrację.
Zupełnie jednak nie zwracamy na niego uwagi, prawda? Oktawiusz jest tylko tłem dla prawdziwie wariackich działań pingwinów i ekipy z północy. Będziemy im kibicować i za nimi podążać, przymykać oko na błędy i słodkie potknięcia. Pingwiny są jak Flip i Flap oraz Charlie Chaplin w jednym. Można się spodziewać po nich wszystkiego. I ta wiedza chwilami popychała Simona i Darnella o krok za daleko.
Pingwiny obracają świat przedstawiony w plac zabaw, w którym nikt nie panuje nad dziećmi. Fantazja sięga zenitu. Wtedy jednak łatwo się poturbować. Tymczasem nieco bardziej wyważone gry i zabawy mogą być równie - albo nawet i bardziej - przyjemne. Twórcy odlecieli wraz pingwinami, choć jak wiemy ujmujące biało-czarne pluszaki z lataniem mają najwięcej problemów i lepiej dla nich, kiedy nie porywają się z motyką na słońce, ale mocno stąpają po ziemi. Trochę zabrakło mi w tym filmie dystansu twórców do tematu, w którym zanurzyli się po kokardę na głowie. Z drugiej strony, może jednak warto o wszystkim zapomnieć i oszaleć wraz z nimi?
6/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Pingwiny z Madagaskaru" [The Penguins Of Madagascar], reż. Eric Darnell, Simon J. Smith, USA 2014, dystrybutor: Imperial-Cinepix, premiera kinowa: 30 stycznia 2015
--------------------------------------------------------------------------------------
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!