Piętno śmierci
"Pożegnania", reż. Yôjirô Takita, Japonia 2008, dystrybutor Vivarto, premiera kinowa 22 stycznia 2010.
Wchodzące w tym tygodniu do polskich kin "Pożegnania", promowane są wszem i wobec, głównie z powodu faktu, że są zeszłorocznym laureatem Oscara w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny". W gruncie rzeczy trudno się temu dziwić, jak powszechnie wiadomo, nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej są swego rodzaju wyznacznikiem dla potencjalnych widzów. Warto jednak przy tej okazji odnotować, że akurat ta oscarowa kategoria, od dawna traktowana jest przez Akademię po macoszemu, a nagradzane obrazy, często są zupełnie przypadkowe.
Taka sytuacja ma niestety miejsce także w przypadku "Pożegnań". Mimo że na statuetkę bardziej zasłużyły "Walc z Baszirem" Ari Folmana i "Klasa" Laurenta Canteta, to właśnie dzieło Yôjirô Takity zostało wyróżnione. Po części wynika to z pewnością z faktu, że wbrew pozorom, ze względu na swoją wymowę i poprzez wartości, które celebruje, niezwykle bliskie jest ono typowemu hollywoodzkiemu kinu. Poza tym, japoński obraz, to typowy film "pod publiczkę": z zachwycającymi widokami, urzekającą muzyką i wszechobecną egzotyką, a jednocześnie niewygodnym tematem, którego tabu Takita stara się przełamać.
Głównym bohaterem "Pożegnań" jest młody wiolonczelista, Daigo Kobayashi (Masahiro Motoki). Po tym, jak traci on pracę, gdy jego orkiestra zostaje rozwiązana, postanawia powrócić do prowincjonalnego rodzinnego miasteczka. Razem z nim jedzie posłuszna wszystkim jego decyzjom żona, Mika (Ryoko Hirosue).
Początki w nowym miejscu są trudne. Poszukiwania pracy nie dają efektu. Pewnego dnia Daigo trafia przypadkiem na interesujące ogłoszenie w prasie. Idąc na rozmowę, mężczyzna liczy na dobrze płatną pracę w biurze podróży. Na miejscu okazuje się jednak, że rzeczywiście będzie dobrze zarabiał, ale firma, która chce go zatrudnić, specjalizuje się w przygotowywaniu zmarłych do pochówku.
Zajęcie to jest w Japonii uznawane za "nieczyste", więc jedynie spora zaliczka powoduje, że Daigo, postanawia spróbować. Z czasem okazuje się, że nowa praca idealnie pasuje do jego charakteru i osobowości. Oddając ostatnią posługę zmarłym, mężczyzna zaczyna też inaczej patrzeć na swoje życie, powoli uczy się doceniać wszystkie jego uroki i akceptować ciemne strony. Niespodziewanie "brudnym" praktykom Daigo sprzeciwiają się jednak jego żona i przyjaciele.
To, co najciekawsze w filmie Takity, to mieszanie się różnych stylów, tradycji, filozofii. W "Pożegnaniach" bez problemu dostrzeżemy echa kina Yazujiro Ozu, zwłaszcza w celebracji codzienności i przywiązaniu do rytuału. Związki pomiędzy postaciami są natomiast charakterystyczne dla kina hollywoodzkiego: pozorny dystans, pod którym ukryta jest burza uczuć. I wreszcie ironia, zapożyczona z kina europejskiego, pozwalająca japońskiemu twórcy oswoić bliskość śmierci, czyli ogólnoświatowy temat tabu, któremu w dużej mierze poświęcony jest jego film.
Początkowo Takita niezwykle umiejętnie łączy także elementy humorystyczne z dramatycznymi: jak w scenie, gdy piękna samobójczyni, przygotowywana do pochówku, okazuje się mężczyzną lub gdy Daigo wracając do domu, zdaje sobie sprawę, że "cuchnie śmiercią". W pewnym momencie azjatycki twórca zaczyna jednak stawiać na całkowity realizm, rezygnując z metafizycznej warstwy swojego obrazu, skupia się na "przyziemnych" problemach głównych bohaterów.
"Pożegnania" zawierają także dosyć poważne braki scenariuszowe, a wytłumaczyć niektórych decyzji bohaterów, po prostu się nie da. W efekcie, odnosi się wrażenie, jakby reżyser, niczym marionetki, momentami ustawiał postacie tam, gdzie akurat jest mu najwygodniej. W ten sposób Takita, najpewniej wbrew własnym zamiarom, wprowadza do swojego obrazu elementy sztuczności, niczym nieuzasadnionej górnolotności.
Co ciekawe, japoński twórca zaczynał swoją karierę od filmów pornograficznych. W odróżnieniu od nich, w "Pożegnaniach" postawił na szczęście na bohaterów, a nie jedynie na "akcję".
6/10