"Pierwszy śnieg" [recenzja]: Wybawiony z emocji

Michael Fassbender jako Harry Hole w "Pierwszym śniegu" /materiały dystrybutora

Nie od dziś wiadomo, że w skąpanej w śniegu Skandynawii nie ma miejsca na namiętności. Wszędobylski chłód paraliżuje także emocje bohaterów tamtejszych filmów. Nie inaczej jest w "Pierwszym śniegu", ekranizacji poczytnego kryminału Jo Nesbø, w której ze świeczką można szukać uczuć wyższych.

W świecie przedstawionym nie sprawdzają się instytucje związków ani małżeństwa, ojcowie nawalają niezależnie od tego, czy wychowują dzieci przygarnięte, czy biologiczne, a - choć żyją w systemie liberalizmu obyczajowego - matki muszą się borykać z konsekwencjami usunięcia niechcianych ciąż. Każdy ma swoje piekiełko, w którym bucha chłodem.

Ten szarobury obraz Skandynawii przełamuje aspekt technologiczny, który nadaje jej rysu, jakbyśmy oglądali świat przyszłości. Policjanci są wyposażeni w gadżety, którymi nie pogardziłby James Bond. Zamiast pożółkłych akt, noszą ze sobą elektroniczne teczki na czytnik linii papilarnych, wyposażone w kamery. To na nie nagrywają zeznania świadków, ale nie tylko.

Reklama

Tomas Alfredson pieczołowicie uwypukla te wszystkie nowinki, aby upewnić nas w przekonaniu, że w świecie nowych technologii, pod czujnym okiem kamer przemysłowych, jak i nieustannej inwigilacji przez sygnał GPS, człowiek nie może zniknąć. Ale fakt, że jesteśmy permanentnie namierzani, nie oznacza bynajmniej, że możemy czuć się bezpieczni. 

Alfredson, który kapitalnie wygrał w "Szpiegu" rozbicie stojących na straży porządku bohaterów, korzysta z podobnej formuły i szuka grozy w zupełnie niefilmowych obszarach. Zamiast, do czego przyzwyczaiło nas kino, budować napięcie i akcję na losach bohaterów, powolnym rozwikływaniu zagadki tożsamości mordercy i ratunku w ostatniej chwili, skupia swoją kamerę na beznadziei, w której się znaleźliśmy, nią próbuje nas straszyć. Całkiem skutecznie, bo patrząc na Harry’ego Hole’a (posępny, wychudzony Michael Fassbender), odpalającego papierosa od peta, trudno zobaczyć w nim obraz nadziei; człowieka, który ochroni nas przed siłami złego. Przeciwnie: można jedynie upewnić się w przekonaniu, że on ani jemu podobni nie dysponują tajną bronią, żadną super mocą, w które kino tak ochoczo w ostatnim czasie wyposaża stojących na straży ludzkości herosów.

Alfredson idzie pod prąd dominującym tendencjom, ale bez przytupu. Jego film jakby zatrzymuje się w pół kroku - ani nie rozprawia się z mitem niepokornego, działającego według własnych zasad śledczego, ani nie próbuje go tłumaczyć. W efekcie Hole nie zyskuje naszego podziwu jak Holmes, ani współczucia jak bohaterowie czarnych kryminałów, którzy - by żyć w zgodzie z literą prawa - poświęcali namiętności do femme fatale. Najwyraźniej reżyser zagalopował się z wybawianiem filmu z emocji, bo najważniejsza w nim postać nie jest w stanie wzbudzić żadnych. Mimo fascynującej strony wizualnej, dopracowanych detali scenograficznych i dobrej obsady, pozostawia obojętnym.

6/10

"Pierwszy śnieg" [The Snowman], reż. Tomas Alfredson, Wielka Brytania 2017, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 13 października 2017

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pierwszy śnieg 2017
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy