Piękny ten Londyn 3D, tylko bez aktorów
"Opowieść wigilijna", reż. Robert Zemeckis, USA 2009, Forum Film, 96', premiera kinowa 20 listopada 2009 roku.
Do premiery "Avatara" jeszcze kilka tygodni, ale już teraz nie ma wątpliwości, że 3D na dobre zadomowiło się w kinie. Po średnio udanych próbach z techniką: "Beowulfie" i "Ekspresie polarnym" Robert Zemeckis wreszcie ujarzmił bestię.
W "Opowieści wigilijnej" technologia 3D nie służy tylko ściągnięciu ciekawego nowinek widza do kina, służy filmowi. Znakomite są sekwencje, w których kamera początkowo obserwując miasto z lotu ptaka, stopniowo zniża się, aż wprowadza nas w samo centrum dziewiętnastowiecznego Londynu. Nagle jesteśmy zaatakowani feerią dźwięków i obrazów: otaczają nas rozkrzyczany tłum uliczny, kramy, wiktoriańskie budynki. A wszystko to jakby na wyciągnięcie ręki. Scenografia jest wysmakowana, muzyka pasuje do wiktoriańskiego moralitetu.
Nie ma też specjalnie powodów do czepiania się sposobu adaptacji klasyka Karola Dickensa. Zemeckis pozostał wierny dialogom, nie przestraszył się też upiornych opisów zjaw, które nawiedzają biedaczynę Scrooge'a (powinni się ich za to przestraszyć rodzice najmłodszych dzieci, opętany łańcuchami jęczący Marley to widowisko zdecydowanie nie dla nich). Można się za to czepić samego pomysłu na adaptację. Wszak filmów na podstawie opowieści o zatwardziałym staruszku, który nie obdarzony w dzieciństwie rodzicielskimi uczuciami, odpłaca w dojrzałym życiu otoczeniu skąpstwem i oschłością było już kilkanaście. Po co więc, poza oczywistym zyskiem dla twórców, nam kolejna?
Ale nie wyrachowanie Zemeckisa (bo wiadomo, w stanie świątecznego omamienia, wszystko co ma "christmas" w tytule lub kawałek drzewka świątecznego albo bombki na plakacie działa na nas jak przynęta na rybę) drażni w tym filmie najbardziej. Najbardziej wkurza przekonanie, że technika załatwi wszystko. Mimo obecności w napisach popularnych nazwisk: Gary Oldmana, Colina Firtha i występującego rzekomo w roli Scrooge'a Jima Carreya, w gruncie rzeczy aktorstwa żadnego z tych panów w filmie nie zobaczycie.
Zemeckis zastosował bowiem technikę, którą testował już w poprzednich animowanych produkcjach - tak zwane performance capture. Zamiast czasochłonnej charakteryzacji, nałożył bohaterom specjalne kostiumy, które pozwalają później komputerom wygenerować animowane postaci. Ruchy aktorów są sztuczne, mimika zwodząca, nie mówiąc już o tym, że te cyfrowe "pochodne ludzi" zwyczajnie nie pasują do wykreowanego od zera komputerowo otoczenia. Zupełnie odklejone od animowanego świata są na przykład oczy, które - jak śpiewała przed laty Osiecka - nie mogą kłamać. Kłamie za to cała reszta.
5/10