Rozkochała w sobie Bonda, to dlaczego by i nie kosmochemika Clémenta? W "Pięknym poranku" Léa Seydoux uwodzi widzów zwyczajnością. Ale jest to zwyczajność w bardzo francuskim stylu: wygładzona, bardzo poetycka, chwilami snobistyczna. Ktoś umiera, ktoś kocha, ale ważne, żeby Goethe trafił na właściwe miejsce na półce w domowym księgozbiorze, był czas na rozmowę o filmie, sztuce i kosmosie. Życiowo i nie zarazem. Prawdziwie i sztucznie jednocześnie.
O zwyczajności opowiadać jest najtrudniej - kino uwielbia gwałtowne porywy serca, dramaty i zwroty większe niż życie, pioruny z jasnego nieba. Jak akcja, to z pościgami i wybuchami, jeżeli nie z marvelowskimi superbohaterami, to przynajmniej w towarzystwie Jasona Stathama i Vina Diesela. Jak dramat, to nic poniżej Michaela Haneke - wybory najlepiej, żeby były ostatecznie, nieodwracalne, redefiniujące świat. Można tak długo - "Piękny poranek" obiera diametralnie inny kurs. Ryzykowny, gdyż stonowany, bliższy codzienności, doświadczeniu bardziej "przyziemnemu".
Choroba i zbliżająca się śmierć ojca wnoszą do rodzinnego życia ból i smutek, ale go nie znoszą z powierzchni ziemi, pozostawiając za sobą nicość. Nowa rodząca się miłość jest skomplikowana, ale to jak się rozwinie, na jakie przeszkody napotka i jak je pokona (lub nie), nie pożera pragnących się i ciekawych siebie kochanków. I w tej zwykłości płynącej z ekranu, w której dzieje się właściwie nic, można się rozpłynąć, odnaleźć w jej drobnych gestach, albo... albo jednak powiedzieć reżyserce - Mii Hansen-Løve "nie". Szansę dała jej Léa Seydoux, dziś gwiazda, która w rolach (po obu stronach oceanu) może dowolnie przebierać. Ją scenariusz i postać tłumaczki Sandry urzekła.
Na ekranie Léa Seydoux zjawia się zupełnie inna niż w ostatnich kreacjach. Gra kilka tonów niżej - ciszej, bardziej opanowanie, można napisać: nieśmiało. Jest niemal bez makijażu, w krótkiej fryzurze "na pazia". W pierwszych ujęciach zjawia się w niebieskiej dresowej bluzie i z plecakiem na ramionach. Jej Sandra wiedzie spokojne życie młodej wdowy, wychowuje samotnie córkę i opiekuje się ojcem (Pascal Greggory) z postępującą w błyskawicznym tempie chorobą degenerującą nerwy. Mężczyzna był wykładowcą, znawcą języka i filozofii, przez całe życie skupiał się na myśleniu, teraz neuroprzekaźniki zawodzą, stracił wzrok, nie potrafi wykonać najprostszych czynności dnia codziennego, nawet otworzyć córce drzwi. Sandra razem z matką, siostrami i towarzyszką ojca podejmuje trudną i niechcianą decyzję o znalezieniu mu miejsca w domu opieki.
Jednocześnie w życiu Sandry zjawia się drugi mężczyzna - dawny przyjaciel męża. Przystojny i szarmancki Clément (Melvil Poupaud) nie jest dla niej tylko przelotną przygodą, krótkim flirtem. On jednak ma żonę i dziecko, i - choć kocha - nie chce ranić, a to oznacza zawirowania w nowym związku. Ale i ta relacja posuwa się w "Pięknym poranku" własnym, wyważonym rytmem budowania życia na nowo, szukania, a właściwie dawania sobie szansy na to by "kochać i być kochanym", odkrywania utraconej w wirze obowiązków, pracy i opieki bliskości z drugim człowiekiem. "Nie pamiętam" - w jednej z intymnych scen mówi Sandra. Ale pewnych rzeczy się nie zapomina i nie przestaje pragnąć.
Można zapewne "Piękny poranek" - z jego "bliskim bohaterom" charakterem, poszukiwaniem narracji w zwykłości, przyglądaniem się relacji rodzinnej i uczuciowej - zestawić z kinem Noah Baumbacha, może z trylogią "Przed wschodem słońca" Richarda Linklatera? A jednak to inna zupełnie energia. Obok autentycznie szczerych i oczarowujących swoją prostotą scen i momentów, pojedynczych słów, rozmów, gestów aktorów - postaci, zjawiają się nuty oddalającego od filmu snobizmu.
Kiedy w romans wkradają się wiersze, gdy córka z chorym ojcem dyskutuje o Schubercie i jazzie, gdy kolejne domy opieki odrzucane są za ich rzekomo niskie standardy opieki (może na francuskie realia tak jest?), gdy żółte kamizelki i Extinction Rebellion traktowani są jako ekstrawaganckie przygody matki Sandry - prawda zaczyna umykać. Pozostaje poza - poza, która magię przemienia w znużenie, którego nie rekompensują ani naturalne aktorstwo, ani nawet najpiękniejsze ujęcia Paryża, jego uliczek, kawiarenek i panoramy. Ale może poezji jest po prostu w codziennej gonitwie i natłoku za mało i warto się na nią otworzyć? Dać jej szansę, a sobie chwilę ciszy?
5,5/10
"Piękny poranek" [Un beau matin], reż. Mia Hansen-Love, Francja 2022, dystrybutor: Galapagos Films, premiera kinowa: 9 grudnia 2022 roku.