"Piękny kraj" [recenzja]: Powrót do domu

Kadr z filmu "Piękny kraj" /materiały prasowe

Nagroda za reżyserię na festiwalu w Sundance to wystarczająca rekomendacja. Rzeczywiście od pierwszej sceny "Pięknego kraju" trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z niezwykle dojrzałym obrazem.

Reżyser i scenarzysta Francis Lee to debiutant, która ma w swoim życiorysie długą listę ról telewizyjnych i teatralnych. W "Topsy-Turvy" Mike'a Leigh zgrał Butta. Teraz zdecydował się stworzyć film, który będzie stanowił coś w rodzaju fantazji na temat jego własnej biografii. Co wydarzyłoby się, gdyby Francis nie opuścił Yorkshire?

Główny bohater Johnny (Josh O'Connor) to młody farmer mieszkający w północnej Anglii. Jego codzienność to przede wszystkim bezustanna, ciężka praca. Mieszka z babcią (Gemma Jones) i chorym ojcem (Ian Hart). Nie ma możliwości zmiany swojego stylu życia, ponieważ ktoś musi utrzymać gospodarstwo i zaopiekować się rodziną. Dla Johnny’ego życie z dnia na dzień to sens istnienia. Układ jest bardzo prosty - praca, wieczorne upijanie się do nieprzytomności i powrót do kieratu. W tym wszystkim pojawia się jeszcze próba poszukiwania relacji seksualnych, które ograniczają się do drobnych romansów w ukryciu. Nikt głośno nie komentuje tego, że Johnny sypia z mężczyznami. Sam Johnny nie czuje, żeby był sens mówić o tym, jaka jest jego orientacja seksualna.

Reklama

Punkt zwrotny w życiu mieszkańców tej farmy to moment przybycia robotnika sezonowego z Rumunii o imieniu Gheorghe (Alexandru Secareanu). Chodzi o tygodniowy zarobek i pomoc w gospodarstwie. Z czasem okazuje się, że przybysz to brakujący element, który może zapewnić Johnny’emu i jego rodzinie szczęście.

"Piękny kraj" reklamuje się jako współczesną "Tajemnicę Brokeback Mountain", co oczywiście jest bardzo skutecznym chwytem medialnym, ale jednocześnie wytycza jedną ścieżkę interpretacyjną w przypadku tego filmu. Rzeczywiście relacja miłosna między głównymi bohaterami to motyw, który całkowicie ożywia pozostająca w stagnacji rodzinę. Strach przed odrzuceniem przez bliskich, homofobią otoczenia, czy całkowitym zaangażowaniem to tematy, które Lee zarysowuje bardzo wyraźnie w scenariuszu. Mocno korzysta z otoczenia, które zna z dzieciństwa. Pokazuje, że homofobia polega także na całkowitym odrzuceniu istnienia relacji, które są postrzegane jako inne. Niektórzy nie dopuszczają do siebie myśli, że można żyć inaczej.

Z drugiej strony postać Gheorghe to również punkt wyjścia do przepracowania tematu uchodźców/emigrantów - tego, w jaki sposób społeczeństwo małego angielskiego miasteczka nie jest w stanie traktować kogoś z zewnątrz jak równego sobie. Przyjezdny jest zawsze gorszy - zawsze nie na miejscu - zawsze niepotrzebny. W przypadku "Pięknego kraju" to właśnie on niesie ratunek. I nie chodzi tylko i wyłącznie o prawdziwą miłość/namiętność, która charakteryzuje jego związek z angielskim farmerem. Chodzi przede wszystkim o relację ze wszystkim członkami rodziny, którym coraz trudniej funkcjonować w otaczającej ich rzeczywistości.

7/10

"Piękny kraj" (God's Own Country), reż. Francis Lee, Wielka Brytania 2017, dystrybutor: Tongariro Releasing, premiera kinowa: 22 września 2017 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy