Reklama

"Parada": Macho i gej na jednej paradzie

Weterynarz-gej pomaga swojemu partnerowi zorganizować paradę równości w Belgradzie. Ochraniać ich będzie doborowy zespół weteranów wojny domowej w byłej Jugosławi, na czele z homofobicznym gansterem, Limunem. Srdjan Dragojević przełamuje stereotypy, by tworzyć kolejne, a ostatecznie zaoferować produkt kontrowersyjny na lokalnym rynku i nawet zabawny dla widza z rynku globalnego.

Znany w Polsce ze średnio udanego "Montevideo", Dragojević swój najnowszy film "Parada" realizował przez kilka lat. Jak twierdzi, w nieustającym lęku przed ewentualnymi atakami neonazistów i nacjonalistów.

Scenariusz zainspirowały wydarzenia z 2001 r. W stolicy Serbii podjęto próbę organizacji pierwszej w tamtejszej historii parady równości. Skończyło się groźnym pobiciem kilkudziesięciu aktywistów gejowskich na oczach policji, która nie reagowała.

Według Dragojevića 10 lat później niewiele się w kraju zmieniło.

"Parada" wydaje się dość absurdalna. Przede wszystkim uderza w satyryczne tony. Serbski macho, Limun, prowadzący klub wschodnich sztuk walki oraz szemraną agencję ochroniarską, by ratować swój związek z ucieleśnieniem "żony-trofeum", zgadza się pomóc weterynarzowi Radmilowi, który ocalił życie ukochanemu psu Limuna. W ten sposób splatają się losy dość oryginalnych osobowości: partnera Radmila, niespełnienionego reżysera teatralnego i organizatora ślubów czy grona weteranów wojennych - Chorwata (właściciela podejrzanego baru), Bośniaka (właściciela wypożyczalni wideo) i Albańczyka z Kosowa (handlarza narkotyków). Kolorowa gromadka ochraniać będzie tęczową paradę przed bandą skinheadów, w której działa także syn Limuna z poprzedniego małżeństwa.

Reklama

Dragojević rysuje swoje postacie grubą kreską i tylko talent poszczególnych aktorów (świetny Nikola Kojo czy zabawna Hristina Popović) ratuje ich od przerysowania. Limun jest bowiem misiowatym, homofobicznym macho o miękkim sercu. Jego dom to idealne zobrazowanie nowobogackiego kiczu. Groteskowo wypadają również aktywiści gejowscy. Każdemu dostaje się po równo. Dragojević w swoich żartach sprytnie lawiruje na granicy dobrego i złego smaku, a najlepiej i tak wypadają autotematyczne dowcipy nawiązujące do kina, jak komentarze na temat ulubionego filmu Limuna "Ben Hur".

Gdy Radmil z Limunem wyruszają w małym, różowym samochodziku w podróż, by zebrać grupę dawnych kompanów gangstera, "Parada" zmienia się w kino drogi. Dragojević wyolbrzymia i odmalowuje byłą Jugosławię jak z amerykańskich westernów, lecz pod pozorem groteski udaje mu się przemycić obraz kraju rozdartego przez wojnę (tylko pozornie zakończoną), z niezabliźnionymi ranami i niezapomnianymi wzajemnymi urazami. Parada staje się tylko pretekstem do wyładowania wciąż tkwiącej w społeczeństwie nienawiści. Jak stwierdza z zadowoleniem chorwacki przyjaciel Limuna - w końcu może przylać Serbom w sercu Belgradu.

"Parada" Dragojevića to film udany, gdy weźmie się pod uwagę okoliczności powstania i kontekst kulturowy. Może przyjdzie kiedyś czas na film ambitniejszy, subtelniej cieniujący pewne kwestie. Osadzając tę historię w ramach komedii i groteski, Dragojević postanowił trafić do szerszego grona odbiorców, przede wszystkim za granicą. Powstał manifest, dla niektórych zapewne irytujący. Przeciera jednak drogę i zwraca uwagę na problem. Lepszy taki początek niż żaden.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Parada" ("Parade"), reż. Srdjan Dragojevic, Serbia, Niemcy, Chorwacja, Słowenia, Węgry 2011, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 14 czerwca 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy