"Panie Dulskie" [recenzja]: Rzeczpospolita babska

Katarzyna Figura i Krystyna Janda w filmie "Panie Dulskie", fot. M. Makowski /materiały dystrybutora

W "Paniach Dulskich" władzę sprawują kobiety. Mężczyźni żyją pod ich pantoflem, w rodzinnych dyskusjach nie zabierają głosu. Jedyna forma buntu, na jaką ich stać, to ucieczka z domu.

Filip Bajon dopisał ciąg dalszy do nieśmiertelnego dramatu Gabrieli Zapolskiej. Młodopolska twórczyni w swoim tekście piętnowała postawy jej współczesnych. Reżyser, bogatszy o realia życia w rzeczywistości PRL-u i kapitalizmu, sprawdza, jak zachowałyby się w nich córka i wnuczka Dulskiej. Wyszła z tego całkiem zabawna wariacja.

Najciekawsze "Panie Dulskie" są wtedy, kiedy piętnują nasze narodowe przywary i uprzedzenia, które nie zmieniają się, mimo nowych warunków życia. Babcia dopóty będzie stała z woźnym na mrozie, dopóki ten nie zrzuci całego węgla do piwnicy. Nie ma co ryzykować, że zginie choćby odrobina. Matka może uprawiać bezwzględną krytykę rodzicielki, wytykając jej najgorsze cechy i wady. Ale już obecności tych samych u siebie nie zauważy. Wreszcie córka - nowoczesna, wyrwana z oków dulszczyzny, jak jej się przynajmniej wydaje - chce otworzyć nowy rozdział w życiu rodziny Dulskich. Zamiast zamiatania wszystkiego pod dywan, chce rozmawiać o tym głośno, dzielić się brudami ze światem. Najlepiej robiąc ekshibicjonistyczny film.

Reklama

Nie wiem, która z bohaterek jest bardziej godna współczucia. Chytra babcia, obłudna matka i egzaltowana córka w ostatecznym rozrachunku niewiele zdają się od siebie różnić. Łączy je konformizm: wszystkie potrafią podporządkować się aktualnym trendom, modom i układom. W ten sposób zachowując władzę.

Nic więc dziwnego, że oglądając "Panie Dulskie" włączył mi się dziwny odruch męskiej solidarności. Ku własnemu zdziwieniu, byłem pełen empatii do bohaterów męskich, gdy udało im się ukręcić kobietom nosa. Kiedy wbrew zakazom matki Zbyszko wikła się w mezalians, kiedy wzburzony Dulski wybucha wreszcie, przeklinając kilka kolejnych pokoleń swoich potomków, czy kiedy okazuje się, że jeden z gości podszywa się pod kogoś innego, by wydobyć rodzinne sekrety - te momenty pokazane są komicznie, trudno zachować w nich powagę. Nie zmienia to jednak faktu, że humor budowany jest tu na niepoprawnej opozycji herod-baby vs. zastraszeni mężczyźni, bezsilni i bezwolni.

Franz Maurer w uniwersum "Pań Dulskich" pewnikiem palnąłby sobie w łeb, bohaterowie "Seksmisji" zakrzyknęliby z pewnością: "A nie mówiliśmy!?", przypominając, że przecież przed światem rządzonym totalitarnie przez kobiety nas przestrzegali. Z drugiej strony - czy rzeczywiście było przed czym przestrzegać? Wszak u Bajona nie mamy znów do czynienia z żadną rewolucją. Z jego filmu jasno wynika, że na czele narodu może stać sobie i Stalin, i inny autokrata. Ale w mieszkaniu Dulskich i tak nie będzie miał wiele do powiedzenia. Nihil novi.

6/10

"Panie Dulskie", reż. Filip Bajon, Polska 2015, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 2 października 2015 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Panie Dulskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy