Oto budzi się kobieca siła! Ten film pobił nawet sukces "Barbie"

Kadr z filmu "Jutro będzie nasze" /materiały prasowe

Debiutująca jako reżyserka komiczka i aktorka Paola Cortellesi czerpie całymi garściami z włoskiego neorealizmu De Sici i Rosseliniego, nie rezygnując przy tym z humoru pasującego do wrażliwości współczesnego widza. "Jutro będzie nasze" jest dobrze skrojoną feministyczną tragikomedią o powojennym przeobrażeniu się Italii.

  • "Jutro będzie nasze" - mocny, a jednocześnie zabawny i pełen emocji kobiecy głos, który stał się jednym z największych przebojów kinowych we Włoszech.
  • Debiut komiczki i aktorki Paoli Cortellesi, która, podążając śladem Phoebe Waller-Bridge ("Fleabag"), zagrała w nim także główną rolę.
  • Film od 24 maja na ekranach polskich kin. Zobacz zwiastun filmu!

"Jutro będzie nasze" było wielkim sukcesem we włoskich kinach, detronizując w box office nawet "Barbie" Grety Gerwig. Oba filmy są feministycznym manifestem, ale to Cortellesi nakręciła film inteligentniejszy i o wiele bardziej osobisty niż korporacyjny produkt z Hollywood. Cortellesi nie tylko film wyreżyserowała i jest współautorką scenariusza, ale zagrała w nim też główną rolę. Starszy kolega z komediowej sceny, nazywający się Roberto Benigni, pewnie przyklaskuje swojej następczyni. Kto wie, czy Cortellesi nie stanie w przyszłości na szczycie, jak Benigni w 1999 roku, gdy podczas gali Oscarów niemal zdeptał głowę Stevena Spielberga, biegnąc po fotelach po statuetkę za "Życie jest pięknie".

Cortellesi nakręciła tragikomedię powojenną, gdzie rozlicza umierający stary świat włoskiego patriarchalizmu, który został mocno naruszony 2 czerwca 1946 roku, gdy Włoszki pierwszy raz w referendum mogły zadecydować o losach swojego kraju. Warto nadmienić, że Polki uzyskały prawo głosu 28 lat wcześniej.

"Jutro będzie nasze": Feministyczny manifest

Jest to bardzo osobista historia dla Paoli Cortellesi. Nie tylko dlatego, że walka sufrażystek jest w naturalny sposób istotna dla każdej kobiety. Napisany przez aktorkę wspólnie z Furio Andreottim i Giulią Calendą scenariusz jest też zainspirowany powojennymi przeżyciami prababci Corteliesi. Akcja została osadzona w Rzymie, który znamy z filmów mistrzów włoskiego neorealizmu, ale też Paolo Pasoliniego czy Federico Felliniego. Cortellesi nie ukrywa, że dlatego zdecydowała się nakręcić film w czarno białym formacie 4:3. "Tak mi się kojarzy tamten Rzym"- przyznała w jednym z wywiadów. To Rzym bardzo różny od współczesnego. To Rzym z życiem tętniącym w bramach kamienic, gdzie ubodzy sąsiedzi biesiadowali i kłócili się na malutkich wewnętrznych placach z rodzącą się burżuazją. To Rzym z amerykańskimi żołnierzami na ulicach. To Rzym walczący o swoją nową tożsamość. To Rzym, w którym włoskie kobiety (la mamma) powoli zaczęły rozumieć, że ich miejsce nie jest tylko przy garnku ze spaghetti.  

Cortellesi wciela się w uciskaną przez brutalnego męża Ivano (Valerio Mastandrea) Dalię. Już w pierwszej scenie filmu dostaje w twarz od "ukochanego" wybranka. To cios zadany zaraz po przebudzeniu. Cios jest niemal tak "zwyczajny" i powszedni, jak poranne espresso z cornetto. Otwarcie filmu może sugerować, że dostaniemy jakiś rodzaj rzymskiego "Domu złego", ale włoska reżyserka nie ma ciężkiej ręki jak Smarzowski. Jej film jest rzecz jasna oskarżeniem włoskiego patriarchalizmu, ale jest to oskarżenie bardzo pomysłowo opakowane i ma swój wyjątkowy sznyt.

Dalia mogłaby stanąć obok kobiet z włoskiego czarno-białego kina o twarzach Anny Magnani czy Giulletty Masiny. Dalia jest męczennicą, która przyjmuje kolejne ciosy w imię dobra swoich dzieci, ale też potrafi być (nie do końca świadomą) kusicielką, w której zadurza się amerykański żołnierz (Yonv Joseph). Ivano bije ją, bo tak nauczył go przykuty do łóżka, stetryczały i wredny ojciec (kradnący wiele scen Giorgio Colangeli). Kobieta ma siedzieć cicho i spełniać zachcianki mężczyzn. Tak było od pokoleń i tak ma pozostać sempre!

Jest to podane przez Cortellesi dosyć łopatologicznie i (nomen omen) czarno-biało, ale gdy "Jutro będzie nasze" zaczyna szeleścić publicystyką, pojawia się rozładowujący wszystko komiczny talent reżyserki. W kilku scenach pokazuje świetny komediowy timing, natomiast same sceny domowej przemocy są pokazane za pomocą... tańca w upiornej choreografii, łączącej przemoc i operę. Włosi przecież nawet biją z gracją, nieprawdaż? To błyskotliwa szpila w stereotypowe postrzeganie włoskiego mężczyzny, ale też kawałek niepoprawnego politycznie humoru rodem ze stand upu.

"Jutro będzie nasze": Budzi się kobieca siła

Przemiana Dalii następuje, gdy jej córka Marcella (Romana Maggiora Vergano) zaręcza się z Giulio (Francesco Centorame), synem lokalnego przedsiębiorcy, który w szemrany sposób dorobił się na powojennej zawierusze. Ivano widzi dla Marcelli szansę awansu społecznego, ale Dalia w pewnym momencie dostrzega, że córka wpada w ręce uroczego, ale jednocześnie brutalnego amanta. Ivano też ją w młodości zauroczył.  Wtedy właśnie w Dalii budzi się kobieca siła, która z jednej strony wypływa z włoskiego matriarchatu, ale z drugiej wpisuje się w zmiany obyczajowe rozgrywające się na włoskich ulicach. Stary system ma umrzeć wraz z takimi ludźmi jak ojciec Ivano. Nowy ma już mieć twarz emancypacji Włoszek. Monarchia odchodzi i przybywa republika.

Jestem bardzo ciekaw, czy feministyczny manifest Paoli Cortellesi spodobał się Georgii Meloni - pierwszej kobiecie na stanowisku premier Włoch. Z feministkami Meloni ma na pieńku, mimo tego, że cała jej kariera jest wzorcową kobiecą emancypacją. Konserwatystka Meloni brawurowo wywalczyła sobie przywództwo w obozie, gdzie dużą rolę grały środowiska postfaszystowskie, które pewnie byłyby bliskie sercu filmowego Ivano. Nie byłoby jej w miejscu, w którym jest, gdyby nie odwaga, takich kobiet jak Dalia. Włoska sprzeczność? O niej również jest film Cortellesi.

8/10

"Jutro będzie nasze" (C'è ancora domani), reż. Paola Cortellesi, Włochy 2023, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 24 maja 2024 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama